Trafiłem na wyjątkowy moment tej zimy, kiedy akurat leżało trochę śniegu. Z pogranicza Łodzi i Chocianowic, skąd odchodzi nowa szosa na Sieradz - Wrocław; opłotkami do Pabianic, a potem w las, gdzie o zmierzchu zgubiłem szlak, ale w końcu wyszedłem na tę samą nową szosę, a młodzi przy ognisku wytłumaczyli mi drogę do stacji w Dobroniu. Gdzie okazało się jeszcze cholernie daleko, ale szczęście mi dopisało: złapałem okazję aż do Łodzi Retkini, a kierowca zaoferował podwieźć mnie do samej Kaliskiej.
Moje wędrowanie szlakami jakubowymi, czyli Camino de Santiago - od Warszawy do Santiago de Compostela
niedziela, 8 lutego 2015
niedziela, 1 lutego 2015
Etap P0A: Warszawa (Pl. Narutowicza - Ursus)
W powietrzu czuć wiosnę.
Jest słonecznie, ciepło jak na tę porę roku: ok. 5 stopni i
chwilami czuć jakby zapach wiosny. A jest 1 lutego! Wracam na szlak
po 3 miesiącach przerwy. Mam
wrażenie, że wędrowanie nadaje mojemu życiu sens, rytm,
jest jakby osią, kręgosłupem, na którym wszystko się opiera.
Tylko pytanie: czym się różni to wędrowanie od wędrowania
bezdomnych włóczęgów? Dlaczego czuję, że w moim wędrowaniu jest
godność i spokój, podczas gdy wędrowanie bezdomne i nie wiadomo
dokąd kojarzy się z opuszczeniem, ciągłym lękiem...? czego
zresztą doświadczyłem w trakcie wcześniejszych wędrówek, choćby
10 lat temu w Kadyksie, albo kiedy wędrowałem po Francji bez
pieniędzy. Czyżby posiadanie pieniędzy lub ich brak sprawiało tę
różnicę? A może posiadanie określonego celu i mocna wiara w to,
że tam dotrę? I że wtedy przyjdzie moment, kiedy nie będę
potrzebował już dalej wędrować?
Subskrybuj:
Posty (Atom)