poniedziałek, 7 listopada 2016

Etap P13A: Sulejów - Paskrzyn

Rano rzeczy wysuszone, pogoda też sucha, nawet chwilami przebłyskuje słońce.

Sulejów Podklasztorze. Opactwo cystersów (obecnie hotel). "Opactwo" brzmi prawie jak eufemizm; toż to warownia! Potężne kamienne mury, baszty, otwory strzelnicze...

Za dnia i za suchego jezdnia i nierówny chodnik pod drzewami wyglądają całkiem przyjaźnie. Wczoraj wieczorem tonęły w mroku i wszędzie płynęły rwące rzeki. Między ulicą a Pilicą szpaler rosochatych wierzb. Wierzby? To dlaczego mają akacjowe liście? Ale pierwszy raz chyba widzę rosochate robinie! A może to jakiś inny gatunek wierzby, np. żyłkowana albo śniada?
 

 

niedziela, 6 listopada 2016

Etap P12A: Piotrków Trybunalski - Sulejów

Co roku wrzesień i październik przynosiły najwięcej wpisów, w tym roku żadnego. Powód prosty: nie pojechałem na Camino do Hiszpanii, a i tu w kraju nie składało się pójść. Ale stęskniłem się za Szlakiem, więc oto wracam - pewnie ostatnie dwa dni wędrowania Camino w tym roku,
*
Brzozy (acz nie wszystkie) uroniły już wszystkie liście; na innych drzewach jeszcze się trzymają, złocistobrązowe. Czy to jesień tak szybko zapada, czy ja tak rzadko przyglądam się krajobrazowi?
 
Zaczynam od zwiedzania Piotrkowa. Szukam jedynej w mieście (wg mapki Szlaku Wielu Kultur) secesyjnej willi "Wanda". Jest! Prawie naprzeciwko gmachu Starostwa Powiatowego. Nawet "chroniona", jednak w pożałowania godnym stanie. Czy ktoś przywróci jej świetność, zanim się po prostu rozsypie?

czwartek, 18 sierpnia 2016

Etap P18: Wieruszów - Kępno

"JEŻYNOWA DROGA PRZEZ KRAINĘ ROBINII" - tak mógłbym zatytułować następujące 5 odcinków.  Spotkałem w tych stronach całe odcinki dróg obramowane wysokimi "akacjami" oraz mnóstwo krzaków dorodnych, często całkiem już dojrzałych jeżyn.

Opuszczam motel. Jak ja będę dziś szedł tą ruchliwą szosą? Ale to troska na później, najpierw do miasta, cyknąć parę zdjęć, bo wczoraj było już ciemnawo. A po drodze może jeszcze kawa (bo jak nie tu, to gdzie?) Na "Orlenie" spotkanie z dziwnym młodym mężczyzną, który przyuważył mnie wczoraj, gdy szedłem przez Galewice. Oferuje podwózkę. Poprosił o 1-2 zł na myjnię. Okazuje się, że nie bardzo wie, jak z niej skorzystać, potem długo szuka kluczyków... Z podwózki do centrum Wieruszowa bym skorzystał, ale z przodu jakaś skrzynka sadzonek i ciasto od mamy - nie ma miejsca. Z tyłu jakieś dechy i w dodatku musiałbym dzielić siedzenie z połciem mięsa zawiniętym w folię... Odchodzi mi chęć - dziękuję, nie skorzystam!

środa, 17 sierpnia 2016

Etap P17: Lututów - Wieruszów: lasy i ciche wsie


Przestrzeni dużo, świeże powietrze, rano piękny, szeroki widok w łagodnym świetle (zob. niżej)... I śniadanie jak należy, przy stole. Na stacji benzynowej vis a vis, mimo braku wody, kawa jest. Z mufinką w promocyjnej cenie. A karmią tu nie tylko ciało: dwie młode sprzedawczynie w dobrych nastrojach, słyszałem część rozmowy telefonicznej jednej z nich - pełnej humoru i życzliwego podejścia do życia. A perfect morning!

wtorek, 16 sierpnia 2016

Etap P16: Sęk - Złoczew - Lututów: kościoły i traktory

Słonecznie, koguty pieją, szosa wchodzi w las. Przejechało parę pojazdów, a teraz droga - choć asfaltowa i powiatowa - całkiem pusta. Witajcie, drzewa! Witaj, lesie! Wchodzę na równoległą do szosy, wąziutką, mało uczęszczaną ścieżkę - chyba jagodziarską.
 

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Etap P15: Międzyrzecze Warty i Widawki

Na nocleg wybrałem lasek (a raczej plantację sosen) na wzniesieniu we wsi Beleń. Liczyłem, że tu będzie suszej i mniej komarów. I faktycznie: nad ranem nie było rosy! Noc względnie ciepła, mimo że niebo prawie bezchmurne. W nocy w pobliżu pojawił się dzik (nie wiem, w jakim wieku, ale wydawał charakterystyczne odgłosy) ale szybko się oddalił. O świcie, gdy wstawałem, przyfrunął i siadł na koronie drzewa na rogu lasku jakiś naprawdę wielki ptak (jastrząb? cietrzew? bażant? sowa albo puszczyk?), ale odleciał, nim się ruszyłem, by go sfotografować.
 
Walking meditation o wschodzie słońca!

niedziela, 14 sierpnia 2016

Etap P14: Zduńska Wola Karsznice - Strońsko

Jaka piękna pogoda na rozpoczynanie wędrówki! Słońce wygląda spomiędzy 
nawarstwiających się chmur, ziemię spowija łagodne światło, czuć aksamitny spokój niedzieli. 
I jest ciepło że aż miło, acz nie gorąco. Jeszcze lato w pełni.  
Już na starcie przypomina mi się znana prawda, że każdy zbędny gram ciąży – już żałuję, że 
wziąłem paski (z klamerkami) przy obydwu parach spodni, Wystarczyłby jeden, a plecak byłby choć trochę lżejszy! 
Po skansenie lokomotyw w Karsznicach oprowadza mnie gospodarz, p. Czesław Buczek, niegdyś maszynista
i... bokser. Pierwsze parowozy były sprowadzane statkami z USA, ale potem Polska stała się europejskim potentatem produkcji parowozów! A Karsznice miały jedną z największych i najnowocześniejszych w Europie parowozowni. 

poniedziałek, 18 lipca 2016

Etap P11A: Adamów - Piotrków Trybunalski


 
Poniedziałek. Wyruszam z Adamowa. Domki letniskowe i... pola owsa, jęczmienia, może i żyta. A dookoła lasy. Spotkałem starszą panią z koszykiem. Od słowa do słowa i już wiem, że wyszła na grzyby, żeby odetchnąć trochę od czuwania przy mężu, chorym na SM.

niedziela, 17 lipca 2016

Etap P10A: Tomaszów - Adamów

Robi się daleko od Warszawy - nie opłaca się już przyjeżdżać na pojedyncze etapy, tym razem robię więc dwa pod rząd, dzień po dniu. Ciepło. Ma padać, ale jestem na to przygotowany. Idę przez Tomaszów, niesłusznie zwany Mazowieckim. Mazowsze zaczyna się kilkanaście km stąd. Tutaj - ziemia łódzka (historycznie: łęczycko-sieradzka, czyli strefa przejściowa między Małopolską a Wielkopolską, Mazowszem i Kujawami). Dawne wille – często z odpadającym tynkiem. Niedziela. Twarze wielu starych mężczyzn i całkiem młodych – zniszczone, naznaczone lękiem i beznadzieją. Pewnie alkohol ma w tym swój udział, ale ja w tym widzę naoczny skutek utrzymującego się (a w ostatnich dekadach raczej się pogłębiającego) rozwarstwienia, podziału na Polskę A i B. Z drugiej strony, miasto na swój sposób tętni życiem. Rozmaite sklepy, kancelarie prawnicze, liczne pizzerie i oczywiście kościoły.

wtorek, 31 maja 2016

Etap P13: Łask - Zduńska Wola Karsznice

Aparat w naprawie - dziś więc nie będzie zdjęć. Notować też przestałem prawie na samym początku - na ścieżce ze skoszonej trawy i pokrzyw nad Grabią zgubiłem długopis. Uznałem to za znak, że tym razem mam tylko fotografować oczami i notować w pamięci. Nie powiem, inaczej się czułem.

czwartek, 19 maja 2016

Etap P9A: Inowłódz - Tomaszów Mazowiecki

Secesyjna willa w Inowłodzu, która zaintrygowała mnie już poprzednim razem, prezentuje się zaiste ciekawie. Przed domem kamienne rzeźby orłów i postaci ludzkich/anielskich oraz zdobne głowice kolumn (rzeźbiarz? kamieniarz?). Dalej w obejściu, wyłożonym szlifowanymi płytkami z granitu albo bazaltu, jakieś stare silniki, części pojazdów, brony, metalowe poręcze....
Stan wody w Pilicy wysoki. Pogoda jak wymarzona: ani zimno, ani za ciepło. "Na niebie obłoki, po wsiach pełno bzu". Właśnie tak.

sobota, 7 maja 2016

Etap P8A: Studzianna - Inowłódz

Jest maj, ciepło i bezchmurne niebo - coś fantastycznego! Obudziłem się o 6 rano. Tak mnie to zaskoczyło, że nawet nie wziąłem pod uwagę, że mogę zdążyć na autobus o 7-ej i tym sposobem mieć o dwie i pół godziny dłuższy dzień na wędrowanie. Trudno. Za to teraz już ciepło i milutko. W autobusie do Odrzywołu siedziałem w podkoszulce. Teraz trzeba się jakoś dostać na start etapu, do Poświętnego-Studziannej. Rozkłady są zgodne: nie ma nic aż do 15-ej, idę więc na "okazję", w ostateczności licząc na własne nogi.

"Podążaj za swoim szczęściem, a drzwi otworzą się tam, gdzie ich wcześniej nie było" (Joseph Campbell). Gdybym zraził się tym, że nie ma autobusu do Studziannej, to bym tam... nie dojechał autobusem. Pierwszy kierowca, który się zatrzymał, podwiózł mnie tylko 2 km - akurat tyle, ile było trzeba, żebym właśnie dochodził do pierwszego przystanku w chwili, gdy nadjechał tam nieprzewidziany rozkładem autobus z Lublina do Ciechocinka. Machnąłem - zatrzymał się, i już za chwilę byłem u celu. Niebo nagradza śmiałków.

sobota, 30 kwietnia 2016

Etap P5B: Smoszewo - Czerwińsk (Strawberry Fields Forever)


Autobus dowiózł mnie do Wygody Smoszewskiej (do Smoszewa nie było). Zagłębie truskawkowe. Na polach brygady z motykami pielą grządki. Te, które były przykryte folią albo tkaniną, już w kwiatach. Skowronki gwarzą na potęgę. Na jednym z poletek grządki truskawek niepostrzeżenie przeradzają się w grządki mleczy, radośnie jaśniejących żółtymi łebkami. Mlecze są też na trawnikach. Są wszędobylskie.
 
U smoszewskiej Pocieszycielki Strapionych pogrzeb. Polecają zmarłego Tamtemu Światu z pogodnym śpiewem. Dookoła ptaki też wyśpiewują na wszystkie możliwe nuty.


niedziela, 10 kwietnia 2016

Etap P4B: Nowy Dwór Mazowiecki - Zakroczym - Smoszewo

Na początku drogi same utrudnienia: nie zniechęcił mnie deszcz, za to moje nieprzemakalne buty trekkingowe uwierają nad kostką (bardziej, o dziwo, lewy - dopóki nie zmieniam skarpet na grubsze; wtedy prawy...), serce dawało nieprzyjemne odczucia na początku marszu, i jeszcze potrzeba do WC... Na szczęście, w centrum Nowego Dworu jest szalet miejski; nie wiem, co bardziej mnie zaskoczyło: to, że bezpłatny czy to, że czysty! A co do kondycji - powiedziałem sobie, że idę na luzie, bez ciśnienia, i zaraz zacząłem cieszyć się miasteczkowymi widokami.

wtorek, 29 marca 2016

Etap P3B: Jabłonna - Nowy Dwór Mazowiecki

Dziś nie napiszę wiele - nie robiłem notatek. Zasugerowałem się internetową prognozą pogody (zmilczę, czyją) i ubrałem się prawie letnio. Ale, że rano było zimno, wziąłem więcej warstw, na cebulkę. Raz było pochmurno, raz nie całkiem. Padało na szczęście mało, za to chwilami wiało - droga wiodąca granią wału przeciwpowodziowego zmieniała się w tunel aerodynamiczny. Ani na chwilę nie zdjąłem z siebie żadnej warstwy (jeśli nie liczyć peleryny od deszczu). Za to pożyczałem jeszcze rękawiczkę od Julii. Bo tym razem szedłem w towarzystwie dwóch koleżanek - coś nowego w moich polskich peregrynacjach

piątek, 11 marca 2016

Etap P12: Dobroń - Łask

Etap zaczął się dla mnie słodko w kafejce No Stress na Łodzi Kaliskiej - naprawdę pyszna kawa, zapach i dyskretne ciepło drewna palonego w kominku. Równe szczapy poukładane pod ścianą i na metalowym, czarnym piecyku.
Wysiadam z pociągu w Dobroniu. Emocje. 13 miesięcy przerwy w moim szlaku! Mijam Dobroń Mały, zmierzam do Dużego - na drodze spory ruch. Przy drodze duże, raczej zamożne domy. I sejmik gawronów albo kawek na świerkach.

wtorek, 23 lutego 2016

Etap P2B: Warszawa Bielany - Jabłonna


Las Bielański jeszcze śpi. Łyse drzewa, czerń. Ale czy zupełnie? Spod zbrązowiałej ściółki już wychylają się zielone trawki i ziółka rozbrzmiewają donośne głosy ptaków. I przemykają w obie strony strumienie studentów, a zwłaszcza studentek (pewnie UKSW), rozszczebiotanych dziarsko prawie jak te ptaki. Mimo prognozy zachmurzenia 90%, wyłaniają się prześwity błękitnego nieba.

Wszedłszy w las za potrzebą, odkrywam potok, o którym nie wiedziałem, choć chodziłem drogą równolegle do niego tyle razy!

piątek, 12 lutego 2016

Etap wewnętrzny: Dom

Minionej jesieni wracałem z Camino z jedną wyraźną myślą: zrobić porządki, stworzyć przestrzeń w swoim mieszkaniu, uwolnić je od zbędnych rzeczy, od zaległości pochłaniających przestrzeń i uwagę, hamujących energię. I oto, zaledwie po czterech miesiącach ;) pomysł ten dojrzał do wykonania.


wtorek, 26 stycznia 2016

Etap P7A: Krzemienica - Studzianna

Dziś, w 2. rocznicę mojego wędrowania Szlakiem Santiago, znów jestem na polskim Camino. Wiwat komunikacja! Dzięki punktualności maszynisty pociągu i kierowców trzech kolejnych autobusów, szczęśliwie dotarłem na początek dzisiejszej trasy, i to co do minuty: o 8:52.

Z Krzemienicy do Strzemesznej. Na niebie mleko, nad ziemią lekka mgła. Sielski spokój, gdyby nie ciągły szum pobliskiej szosy ekspresowej. A tu teraz przejeżdża traktor, bardzo głośny – ale on przejedzie, i już znów cicho, gdyby nie ta szosa...


niedziela, 17 stycznia 2016

Etap P1B: Warszawa Stare Miasto - Bielany

Inauguruję wędrówkę Mazowiecką Drogą Świętego Jakuba. Ma to tę zaletę, że na start pierwszych etapów mogę dotrzeć o dowolnej porze dnia - nie bez znaczenia w porze, gdy dni są zimne i krótkie. No więc dotarłem - wstyd przyznać, dopiero pół do drugiej po południu, po drodze posiliwszy się w "Vedze". Przeszedłem zaledwie 6,5 km a i tak złapała mnie noc (i zmęczenie), nim wzdłuż Lasu Bielańskiego dotarłem do kościoła i klasztoru kamedułów. A myślałem w swym hurraoptymizmie, że może nie do Jabłonny, ale do Tarchomina dotrę z łatwością!