Drogowskaz Camino w Siecieniu |
Zapytałem gospodarza o drogę. Okazało się, że już za 600 m będę w miejscowości, do której dociera szlak jakubowy, tj, w Siecieniu. Nocleg bowiem, formalnie w Lasotkach, był w części wsi bardzo wysuniętej w stronę Siecienia. Pogoda podobna jak wczoraj: pochmurno, ciepło, trochę wiatru. Wyruszam o przyzwoitej, 9-tej godzinie.
Marzył mi się "lokal z kawą", to mam! A wszedłem do tego sklepu tylko po bateryjki do aparatu (akumulatorki starczyły tylko na 1 dzień, a nie wziąłem ładowarki).
No ale pani sklepowa (nb. krewna gospodarzy, u których spędziłem noc w pokoju gościnnym), jak się zorientowała, że idę z daleka i usłyszała, że do Dobrzynia, zapragnęła mi pokazać artykuł swojego bratanka na temat klasztoru franciszkańskiego w tym prastarym mieście i kogoś z jego znamienitszych zakonników, drukowany w przeglądzie historycznym - "żeby był pan przygotowany" - i żałowała, że minąłem się z jej synem, który na pewno byłby zainteresowany moją osobą (co się potwierdziło później, gdy zatelefonowała do niego z nowiną "Jest u mnie pątnik" ) i mógłby mnie podwieźć. Usłyszawszy, że nie skorzystałbym, bo to piesza pielgrzymka, zaoferowała posiłek, bo jej ludzie pomagali, gdy szła do Częstochowy. Ale właśnie byłem po wystarczająco obfitym śniadaniu (jogurt, sałata z oliwą, humus i orzeszki) więc poprosiłem tylko o kawę. Fusiasta, taka, jaką co rano wypijał na czczo mój tata. Popijałem tę kawę, czytając ów sławetny artykuł, i w ten sposób akomodując moje (po)ranne oczy do normalnego wysiłku.
Popatrzyła na moją google-mapę z ręcznie naniesionym Szlakiem i doradziła, którędy iść. Postanowiłem jednak bardziej zagłębić się w Siecień z nadzieją wypatrzenia .znaków drogi jakubowej. I słusznie. Znalazły się niebawem i skręcały koło kościoła na wzgórku.
Był nawet drogowskaz (zob, powyżej).
Przy tym domu koncertował cały chór ptaków - albo odbywały się ptasie obrady, bardzo gorące! |
Teraz idę cały czas "asfaltem", na szczęście - mało uczęszczanym, obsadzonym lipami i co jakiś czas oznakowanym znakami Drogi Św, Jakuba.
Przydrożna, a właściwie przypolna roślinność - wszystko kwitnie: maki, chabry, rumianki i takie, o, żółte, chyba motylkowe. I jeszcze płożące się po ziemi białe powoje. A za chwilę dookoła, jak okiem sięgnąć, "kraina kwitnącej bulwy" - kwiaty ziemniaka są naprawdę piękne!
Idąc tą drogą i wszedłszy w swój rytm, odkrywam, że człowiek nie musi jeść tak często ani tak dużo. Średniej wielkości śniadanie plus ta kawa i niedawno zjedzona garstka orzeszków trzymają mnie na siłach przez dłuższy czas. Samochody rzadko, za to ciągle śpiewają ptaki a las po obu stronach drogi pachnie. Zaczął kropić deszczyk, ale równocześnie wygląda słońce, więc tylko plecak okrywam pokrowcem, a ciało chętnie wystawiam na działanie żywiołów. Ledwie zapisałem te słowa, mżawka ustała.
Strupczewo to kolejna bardzo rozległa wieś, złożona głównie z pól (ziemniaki, owies, chyba jęczmień). Połowa dzisiejszego etapu. Szlak skręca z jednej lokalnej szosy w drugą, ale o tym wiem tylko z mapy, bo właśnie tu, gdzie strzałka koniecznie potrzebna, Camino nie daje znaku życia, Wciąż ma rację Łukasz Supergan, że w Polsce trudno o szlak jakubowy oznakowany na tyle, żeby można było nim iść, nie korzystając z map i wskazówek w internecie (ew. w drukowanych przewodnikach). Zrywa się wiatr - letni, najwyżej minimalnie chłodny. Znowu mam okazję sycić wzrok kolorytem i designem domów. A w ziemi dobrzyńskiej są szczególnie kolorowe, często w ciepłych barwach.
No i wychodzę z województwa mazowieckiego i wchodzę w kujawsko-pomorskie. Historycznie rzecz biorąc, Dobrzyn należał i do Kujaw, i do Mazowsza. Tu, oprócz franciszkanów, działał ponoć jedyny polski zakon rycerski, powołany dla obrony przed Prusami, zanim na dobre spacyfikował ich - a przy okazji opanował kawał ziem pomorskich i polskich - zakon niemiecki.
Już szosa ponadlokalna. Samochody z powodzeniem ścigają się z przybierającym na sile wiatrem. Ale kiedy nie jadą, nad wszystkim dominuje szum wiatru w koronach drzew. Mijam pastwiska, z których wychodzą w moją stronę ciekawskie krowy. Dobrze oznakowany skręt szlaku na Lene Wielkie, dokąd mogłem dojść z Siecienia "na skróty", wzdłuż Wisły. Ale za wielkim leniem bym wtedy był. Nareszcie znów droga polna, zamiast samochodów skowronki i świerszcze wśród pól oraz bardzo bujnych i zielonych traw. Częsty widok: samotne wielkie drzewo wśród pól, a pod nim krzyż.
Mija mnie drugi już jeździec na quadzie. W tej pozycji i stroju przypomina mi Luke'a Skywalkera na jego "ścigaczu". Tu, blisko Wisły, znowu robi się pagórkowato.
Czuję, że już zaczyna się Dobrzyń: gospodarstwo otoczone drucianym płotem, częściowo zasłoniętym bujnym żywopłotem, m.in. z jaśminu. Nieco dalej pojawia się równoległa do drogi alejka dawnego parku, Uległem pokusie, skręciłem. Dzięki temu ujrzałem Wisły brzeg - i musiałem zawrócić, bo przejścia na skróty do miasteczka nie ma. Biją dzwony - no jasne, przecież kończę etap!Energia spokojnego skraju miasteczka w niedzielne popołudnie. Cieszy mnie, kiedy po długim wędrowaniu wśród lasów, pól i pojedynczych domostw, trafiam na ulice miasteczka. Inna energia, więcej ludzkiego życia, widać czyjeś staranie, poczucie ładu. Jeden rodzaj piękna nie zastąpi drugiego.
Dochodzę ul. Franciszkańską na róg Zamkowej (jedyne wspomnienie zamku książęcego bądź rycerzy-zakonników) i zarazem róg rynku. Tu, wg mapy, urywa się szlak GPS Mazowieckiej DŚJ. Tymczasem dookoła próżno wypatruję jakiegoś znaku, drogowskazu. Jest dopiero przed pofranciszkańskim kościołem Wniebowzięcia. Na plebanii nie zastaję nikogo - właśnie odbywa się msza, a ja niedługo mam ostatni autobus do Włocławka. Więc nie będzie dziś pieczątki (szkoda że nie wziąłem w Siecieniu - tam widać, że ktoś się interesuje Drogą).
Zdążam jeszcze zerknąć na szkolne obserwatorium astronomiczne (w skrócie Astrobaza, fot. po prawej) i zejść w dół ul. Zamkowej i po bardzo długich schodach w dół, na trawiasty brzeg Wisły o dzikim wyglądzie. Dobre miejsce na skromny obiad - puszkę fasolki.
Już szosa ponadlokalna. Samochody z powodzeniem ścigają się z przybierającym na sile wiatrem. Ale kiedy nie jadą, nad wszystkim dominuje szum wiatru w koronach drzew. Mijam pastwiska, z których wychodzą w moją stronę ciekawskie krowy. Dobrze oznakowany skręt szlaku na Lene Wielkie, dokąd mogłem dojść z Siecienia "na skróty", wzdłuż Wisły. Ale za wielkim leniem bym wtedy był. Nareszcie znów droga polna, zamiast samochodów skowronki i świerszcze wśród pól oraz bardzo bujnych i zielonych traw. Częsty widok: samotne wielkie drzewo wśród pól, a pod nim krzyż.
Mija mnie drugi już jeździec na quadzie. W tej pozycji i stroju przypomina mi Luke'a Skywalkera na jego "ścigaczu". Tu, blisko Wisły, znowu robi się pagórkowato.
Ziele świętojańskie. A właśnie wczoraj było św. Jana. |
Czuję, że już zaczyna się Dobrzyń: gospodarstwo otoczone drucianym płotem, częściowo zasłoniętym bujnym żywopłotem, m.in. z jaśminu. Nieco dalej pojawia się równoległa do drogi alejka dawnego parku, Uległem pokusie, skręciłem. Dzięki temu ujrzałem Wisły brzeg - i musiałem zawrócić, bo przejścia na skróty do miasteczka nie ma. Biją dzwony - no jasne, przecież kończę etap!Energia spokojnego skraju miasteczka w niedzielne popołudnie. Cieszy mnie, kiedy po długim wędrowaniu wśród lasów, pól i pojedynczych domostw, trafiam na ulice miasteczka. Inna energia, więcej ludzkiego życia, widać czyjeś staranie, poczucie ładu. Jeden rodzaj piękna nie zastąpi drugiego.
Dochodzę ul. Franciszkańską na róg Zamkowej (jedyne wspomnienie zamku książęcego bądź rycerzy-zakonników) i zarazem róg rynku. Tu, wg mapy, urywa się szlak GPS Mazowieckiej DŚJ. Tymczasem dookoła próżno wypatruję jakiegoś znaku, drogowskazu. Jest dopiero przed pofranciszkańskim kościołem Wniebowzięcia. Na plebanii nie zastaję nikogo - właśnie odbywa się msza, a ja niedługo mam ostatni autobus do Włocławka. Więc nie będzie dziś pieczątki (szkoda że nie wziąłem w Siecieniu - tam widać, że ktoś się interesuje Drogą).
Zdążam jeszcze zerknąć na szkolne obserwatorium astronomiczne (w skrócie Astrobaza, fot. po prawej) i zejść w dół ul. Zamkowej i po bardzo długich schodach w dół, na trawiasty brzeg Wisły o dzikim wyglądzie. Dobre miejsce na skromny obiad - puszkę fasolki.
Z wielką radością przeczytałem ten wpis. W Siecieniu pod kościołem jadłem kiedyś śniadanie. Nie mam praktycznie żadnych zdjęć z mojego przejścia Mazowieckiej Drogi św. Jakuba, więc tym bardziej miło popatrzeć na znajome okolice.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Cześć, Oli. Przepraszam, że tak długo nie odpowiadałem. A to dla mnie też wzruszenie, że spotkałem drugiego pielgrzyma tu, na polskich Drogach - w innych czasach, ale w tym samym miejscu.
OdpowiedzUsuń