wtorek, 29 marca 2016

Etap P3B: Jabłonna - Nowy Dwór Mazowiecki

Dziś nie napiszę wiele - nie robiłem notatek. Zasugerowałem się internetową prognozą pogody (zmilczę, czyją) i ubrałem się prawie letnio. Ale, że rano było zimno, wziąłem więcej warstw, na cebulkę. Raz było pochmurno, raz nie całkiem. Padało na szczęście mało, za to chwilami wiało - droga wiodąca granią wału przeciwpowodziowego zmieniała się w tunel aerodynamiczny. Ani na chwilę nie zdjąłem z siebie żadnej warstwy (jeśli nie liczyć peleryny od deszczu). Za to pożyczałem jeszcze rękawiczkę od Julii. Bo tym razem szedłem w towarzystwie dwóch koleżanek - coś nowego w moich polskich peregrynacjach

- Julki i Agnieszki. Dziewczyny zainteresowało chyba to, co opowiadałem, zafascynowany, o tym moim pielgrzymowaniu, i postanowiły same spróbować, towarzysząc mi w kolejnym etapie. Miało to swoje uroki, choć szło się w sumie wolniej niż zwykle. Ale od tego jest pielgrzymka, żeby wychodzić naprzeciw nowym sytuacjom.

W Jabłonnie powitał J. i mnie deszcz - ale była solidna brama, w której można było poczekać na A., doganiającą nas "Transludem" tak sprawnie, że nie powstydziłby się Filleas Fogg. Później spacer ulicą - aleją zabytkowych drzew, błądzenie, by trafić do Przestrzeni Inspiracji i Rozwoju. Niestety, chcieliśmy złożyć niespodziewaną wizytę i skończyło się pocałowaniem kłódek na łańcuchach - chyba gospodarzy nie było na miejscu. Z pomocą szamańskiej metody geomantycznej pt. "rzut patykiem" oraz magii internetu odnaleźliśmy najbliższą drogę na wał przeciwpowodziowy, którędy już prawie do końca kontynuowaliśmy wędrówkę, mijając kolejne olbrzymie metalowe płyty na słupach, z wyciętymi liczbami - odległością w km od źródeł Wisły.


Po lewej stale towarzyszyła nam Wisła i nadrzeczne łęgi (rezerwaty Kępa Kiełpińska i Kępa Kazuńska),

a po prawej były i lasy, i łąki, i ogromne pole golfowe.
 
 
 
 

Przyroda powolutku pnie się do życia - drzewa wypuszczają malutkie jeszcze pączki listków, zieleni się trawka, a tu i ówdzie mech, dominują jednak wciąż brązy i beże. Za to ptaki koncertują na potęgę, wielogłosowym chórem - towarzyszyły nam od samego początku dzisiejszego etapu, prawie do końca. Słońce od czasu do czasu zerkało z prześwitu, potem się względnie przejaśniło i na końcu były tylko poszczególne chmury, ze srebrnymi czy raczej białymi obwódkami.



 
Nadwiślańska flora już rozkwita

Pierwsza połowa trasy posuwała się bardzo wolno, za to w drugiej daliśmy z kopyta, kiedy A. siły cielesne miała już na wykończeniu, obudził się w niej nieokiełznany duch przygody i przypomniała sobie, że kiedyś wędrowała bardzo dużo, przemierzając większość pasm górskich w kraju.
 
 J. cieszyła się beztrosko przyrodą i wędrówką bez względu na zmieniające się zrywami tempo naszego marszu.

Do Modlina nie dotarliśmy. Byliśmy za to pozytywnie zaskoczeni, gdy jednak udało nam się dojść do Nowego Dworu, i to aż na stację PKP. Z powrotem do Warszawy, już po zmroku nie było trudności. Odkąd rozkręciło się lotnisko w Modlinie, pociągi na tej linii kursują z przyzwoitą częstotliwością.

Przed Nowym Dworem jest spalony dom na wzgórzu...


Poprzedni etap na tej trasie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz