Las
Bielański jeszcze śpi. Łyse drzewa, czerń. Ale czy zupełnie?
Spod zbrązowiałej ściółki już wychylają się zielone trawki i
ziółka rozbrzmiewają donośne głosy ptaków. I przemykają w obie
strony strumienie studentów, a zwłaszcza studentek (pewnie UKSW),
rozszczebiotanych dziarsko prawie jak te ptaki. Mimo prognozy
zachmurzenia 90%, wyłaniają się prześwity błękitnego nieba.
Wszedłszy w
las za potrzebą, odkrywam potok, o którym nie wiedziałem, choć
chodziłem drogą równolegle do niego tyle razy!
Co to?
Strumień płynie wartko, dalej zwalnia i w końcu się urywa, mimo
że teren dalej opada. Zapadł się pod ziemię? Moje przypuszczenie
zdaje się potwierdzać tablica, informująca, że teraz jest on już
tylko okresowy, i że w okolicy schodzą się cztery formacje
geologiczne.
Leśny strażnik |
Podszedłem do pokamedulskiego kościoła, wróciłem do ulicy. Przy wejściu do lasu po drugiej stronie, na skraju zabudowań UKSW, nie ma żadnych oznaczeń Drogi. Mimo to, na podstawie map, obstawiam w ciemno, że to tędy. Nie myliłem się! Dopiero znacznie głębiej w lesie są namalowane na drzewach znaki: żółte strzałki na niebieskim tle. Jeszcze las, ptaki, a już dopadł mnie przemożny szum Wisłostrady.
Myślę, że Camino wzywało mnie od dziecka. Wędrowanie fascynowało mnie zawsze, najbardziej te drogi, które wiodły na południowy zachód! Legendarna "szosa krakowska", o której słyszałem od rodziców, a do której dotarłem chyba dopiero jako nastolatek...
Co można spotkać pod wiaduktem |
Tarchomin,
ul. Świderska. Za wieżowcami w różnych stylach – ciąg domków
szeregowych (terrace houses)
w stylu iście angielskim, z małymi ogródkami (zwykle
zaniedbanymi), odgrodzonymi od ulicy wysokim żywopłotem. Nieco
dalej parterowe mieszkania w bloku też mają takie wybiegi do
ogródków.
Zboczywszy
w stronę kościoła (który okazał się nie tym
kościołem, choć w takich samych barwach jak ten, który mam na
zdjęciu), smaczne babeczka i pasztecik w cukierence "Sweet
Home". Dziewczyna ma kłopoty z liczeniem. Nie przyjmuje mojej
podpowiedzi i wydaje mi o 18 gr za mało reszty. Zwracam jej uwagę,
na co z kolei wydaje mi o 18 gr za dużo i pyta, czy jestem
zadowolony. No pewnie! To się nazywa honorowe podejście do własnych
błędów. Może z rachunkami ma trudności, ale honorowego
postępowania to ja mogę się uczyć od niej.
Cieszy
mnie tarchomińska architektura – nowoczesna, a jednak
zróżnicowana. Ceglany kościółek św. Jakuba wygląda całkiem
skromnie – i wcale nie widać po nim tych 500 lat! Podobno jedyny
przedstawiciel gotyku w Warszawie! [A katedra?] Obchodząc jego
niedużą, prostą bryłę, czuję jednak szczególną energię i
ład.
Spotkałem
ładną kawiarnię w supernowoczesnym osiedlowym kompleksie handlowym
– nie oparłem się. Odrobina luksusu (kawa za 8 zł) to jedyne,
czego mi jeszcze było potrzeba. No i WC, i chwila odpoczynku dla
pleców. Podobno przeszedłem dopiero 4 km, a już jestem zmęczony
jak po co najmniej dwunastu. No, ale sporo przystawałem, by robić
zdjęcia i notatki. Przede mną jeszcze kawał drogi do Jabłonny, i
przez najbliższe 6 czy 7 km nie spodziewam się po drodze żadnej
kawiarni. Zresztą kawiarnia czy choćby bar na polskim Camino to
ewenement.
Idę
dalej. To chyba jedno z najładniejszych osiedli w Warszawie. A wcale
go nie znałem, choć mój przyjaciel kiedyś mieszkał na jego
skraju.
Szlak
wreszcie wychodzi z miasta i skręca ku Wiśle, ulicą-"wąwozem"
wśród zieleni: z jednej strony lasek, z drugiej zielony blok
podobnej wysokości. Potem wchodzi na wał przeciwpowodziowy. Idę
jego grzbietem, nowiutkim chodnikiem. Przechadzają się kobiety z
wózkami, rodzice z dziećmi, joggerzy. Po lewej grąd, zza
niego prześwituje woda (Wisła?). Jest zacisznie. W oddali, za
błoniem, jeszcze jeden kościółek. Całkiem nowoczesny, cały
biały.
Jeden z serii placów zabaw |
Osobliwa
zagroda z wiejską roots
chałupiną,
a przed nią coś w rodzaju placu zabaw z porzuconą bryczką.
Wszystko ogrodzone rzadkim płotem z nierównych desek. Od ulicy
afisz "Przystanek Tarchomin". Pewnie ma się kojarzyć z
Przystankiem Alaska. Po lewej mam już Wisłę. Przelatuje klucz
kaczek.
Kolejny
plac zabaw i bar, koło starego, obitego papą domku, który na swej
podmurówce wygląda jak na palach. Tu się kończy ułożony
chodnik, ale dalej wierzch wału też już wyrównany i obramowany
krawężnikami.
Wisła
znów znikła za drzewami, a ja wałem doszedłem do Jabłonny.
W ogrodzeniu terenu PAN furtka, ale zamknięta łańcuchem. Jacyś
zakochani dowiesili jeszcze swoje dwie kłódki. Muszę więc dojść
do końca ogrodzenia i idę wzdłuż niego w stronę szosy. W siatce
dziura, można by dotrzeć do pałacyku – ale co, jeśli z tamtej
strony będzie zamknięty, strażnik: a co, a jak? Idąc terenem
nieogrodzonym dotarłem na teren porzuconej stacji doświadczalnej
PAN.
Wyjścia na ulicę nie ma. W końcu, po błądzeniu wśród chaszczy, rzepów i popadających w ruinę zabudowań, przedostałem się na teren parku pałacowego. Właśnie wtedy rozlega się hejnał, na znaną melodię - o ile się nie mylę, londyńskiego Big Bena. Kieruję się do wyjścia. Szeroko otwarte, żadnych (widocznych) strażników – uff! Przed pałacykiem, na obszernym zieleńcu ze starymi drzewami teren zryty, pewnie przez dziki. Nic dziwnego – wszak tu mnóstwo żołędzi!
Wyjścia na ulicę nie ma. W końcu, po błądzeniu wśród chaszczy, rzepów i popadających w ruinę zabudowań, przedostałem się na teren parku pałacowego. Właśnie wtedy rozlega się hejnał, na znaną melodię - o ile się nie mylę, londyńskiego Big Bena. Kieruję się do wyjścia. Szeroko otwarte, żadnych (widocznych) strażników – uff! Przed pałacykiem, na obszernym zieleńcu ze starymi drzewami teren zryty, pewnie przez dziki. Nic dziwnego – wszak tu mnóstwo żołędzi!
U
wejścia na teren tablica z osobliwym tekstem. Proszą o
przestrzeganie
zasad
śmiecenia, deptania trawników, hałasowania itp. Ani słowa o
zakazie, znaczy: śmiecić można, byle zgodnie z zasadami!
W
Jabłonnie, na słynnych (niegdyś gdańskich!) rozstajach stoi
cukiernia – w niej z ciastek tylko pączki; prócz tego 3 rodzaje
ciast (mało okazałe) plus więcej rodzajów... piwa w puszkach i
butelkach. "Z łakoci ja tylko żywiec..." Sprzedawczyni
nie będę opisywać.
Rozstaje koło kościoła. Niegdyś ważny węzeł komunikacyjny. Tu rozchodziły się trasy z Warszawy na Gdańsk i Białystok. |
Jest
niezłe połączenie z Warszawą – dwa autobusy ZTM, dwa czy trzy
jakieś transludy czy coś takiego. Potem mam szczęście – od razu
przesiadka na przyspieszony, który jedzie na stację metra Młociny.
Powrót wychodzi więc znacznie krócej (i taniej) niż się
spodziewałem. Do następnego etapu!
Następny etap na tej trasie
Poprzedni etap na tej trasie
Następny etap na tej trasie
Poprzedni etap na tej trasie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz