Bukszpanowy wąwóz, a właściwie tunel. "Dąbrowa" (robledal) też
bukszpanowa. A i sosny stareńkie się zdarzają. Pachnie świeżością.
Piękna, szeroka dróżka piesza, wiodąca przez las - to wyłożona
kamieniobetonem, to znów żwirowana. Mniej więcej równolegle do drogi
jezdnej, też zresztą nieprzesadnie uczęszczanej.
Bukszpany grubo obrośnięte mchem. Rześkie, leśne powietrze.
Wychodzimy z lasu. Na widnokręgu ciągle jeszcze góry. Nasza droga tylko łagodnie wznosi się i opada. Wchodzi do miasteczka, gdzie w małym sklepiku po raz pierwszy kupujemy hiszpański ser.
Pnąca róża zmienia obraz domu w surowym, baskijskim stylu |
W mieście baskijskim musi być obowiązkowo... ściana do gry w pelotę |
Zubiri. Most nad rwącą rzeką Argą, która będzie nam towarzyszyć przez cały jutrzejszy dzień. |
Przechodzimy przez jakąś nieprzyjemną strefę industrialną. Ale na końcu są malownicze schody, a tablice firmy dziękują nam za cierpliwość. A w polu spotykamy, ni stąd ni zowąd, taką oto swojską wlepkę:
Bliżej niż myślisz... Dla T. to kolejny znak (ona wie, dlaczego) - obok spotykanych wszędzie jaszczurek - tych naturalnych i tych artystycznie wykonanych.
Wreszcie Larrasoaña. Nasze pierwsze schronisko prowadzone przez miasto. Rządzi energiczny, starszy pan. Można się boczyć, że np. nie ma światła w łazience - ale czyż prysznic i toaleta przy świecach nie są bardziej nastrojowe? A kuchnia do naszej dyspozycji (niedaleko prowadzony przez sympatycznego Włocha "supermarket", gdzie można nabyć wszystko, co przydaje się pielgrzymom, w tym miód, masło, oliwę czy szampon w małych porcjach), można też w mini-świetlicy poczytać albumy krajoznawcze i książki pozostawione przez pielgrzymów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz