wtorek, 31 maja 2016

Etap P13: Łask - Zduńska Wola Karsznice

Aparat w naprawie - dziś więc nie będzie zdjęć. Notować też przestałem prawie na samym początku - na ścieżce ze skoszonej trawy i pokrzyw nad Grabią zgubiłem długopis. Uznałem to za znak, że tym razem mam tylko fotografować oczami i notować w pamięci. Nie powiem, inaczej się czułem.


W Łasku opuszczony budynek stacyjny (a ściślej: jego dach) zagospodarowany przez liczne ćwierkające ptaki.
Szlak czasem był widoczny, a czasem nie - zgubił się np. wkrótce po tym, jak się pokazał na początku - nad Grabią tuż za Łaskiem. Pogoda jak marzenie. Jak to dobrze mieć teraz dzień wolny! Pierwszy raz w tym roku wykąpałem się w rzece. Podobno jedna z najczystszych w Polsce, choć zapach tego nie potwierdzał - woda miejscami po pas, miejscami aż po szyję. Chłodna, ale przecież na słońcu można było szybko się ogrzać. Zaraz potem wykoszony pas się skończył, i pożałowałem, mimo upału, że nie wziąłem długich spodni: łąka składała się w połowie z wysokich traw i innych ziół, w drugiej połowie z pokrzyw, plus trochę ostów. I tak wszędzie dookoła. W końcu przebrnąłem przez Grabię i dobrnąłem do szosy. Potem znowu drogą w bok, w las. Akacjowy podszyt pozwolił zapomnieć o cierpieniach pokrzywowego pola. Błądzenie nad malowniczymi rozlewiskami. Grzmiało, zanosiło się na burzę, zaczynało kropić - wszystko przeszło bokiem. Znowu jaskrawe kolory, kontrasty barw pod przychmurzonym niebem.
 
 We wsi Zielęcice odnalazłem szlak z pomocą miejscowego gospodarza - znowu na zakręcie nie był zaznaczony! Sytuacja się powtarzała: żółty szlak, dawno znakowany, bawił się ze mną w chowanego. I nie spotkałem żadnego z młynów na Grabi, choć to od nich szlak wziął swoją nazwę. Zdziwiłem się, gdy już po czwartej byłem w Marzeninie. Wieś schludna i urokliwa - to się zresztą w tej okolicy powtarza: domostwa zadbane, jakiś taki ład dookoła. Popatrzyłem na rozkład autobusów miejskich, żeby zdążyć na siódmą na PKP Zduńska Wola. Zdążę. Do Karsznic doszedłem pieszo chodnikiem wzdłuż nowoczesnej estakady, i wtem zobaczyłem autobus. Wyjechał z niespodziewanego miejsca. Pomachałem, kierowca dał mi znak, że niby w bok. Ale jak go dogonię? Okazało się to możliwe, co wyjaśniła mi młoda miejscowa. Robił tam pętlę, po czym czekał na pętli. Akurat zdążyłem. Na deser jeszcze zwiedzanie śródmieścia. Jeśli następny etap zacznę z Karsznic, warto zwiedzić skansen lokomotyw w pobliżu nieczynnej już stacji Z.W. Karsznice - niegdyś ważnego węzła na linii Częstochowa - Gdynia.


Następny etap na tej trasie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz