niedziela, 22 czerwca 2025

Etap C26: Stříbro - Kladruby


Pogoda jak marzenie. Autobusy z dworca kolejowego nie kursują w niedzielę (tzn. dziś), ale napatoczył się taksówkarz i zawiózł mnie na rynek za jedyne 100 koron. Na rynku ekologiczna wystawa ... sponsorowana przez producentów GMO. Obok alarmującej tablicy o znikaniu ziem uprawnych, inna sugeruje, że sztuczne modyfikacje genetyczne mają ten sam charakter co naturalnie występujące w przyrodzie. No właśnie nie!

Na rynku pośród wszechobecnej kostki brukowej zaznaczony przebieg Drogi Norymberskiej sprzed kilku wieków. Wpadam na chwilę do kościoła Wszystkich Świętych - akurat na "znak pokoju".

Kolumna świętych na rynku: 1. z lewej - św. Sebastian - męczennik

Szlak schodzi ku rzece, po czym prowadzi do dworca, na który niedawno przyjechałem. W jego okolicach błądzę - odnajduję szlak, który wzdłuż rzeczki przeprowadza mnie pod torami kolejowymi i tym samym wyprowadza ze Strzibra. 



Za zakrętem słychać tylko ptaki, chlupot rzeczki i… strzały. Czyżby strzelnica? Poligon wojskowy? Obym nie musiał znów zawracać – albo zostać trafiony. (Okazało się, że jednak strzelnica.)


Upał. Pierwszy dzień kalendarzowego lata w całej krasie. Ścieżka wije się (wraz z rzeczką) wśród lasów, pachną rozgrzane sosny. Dróżka leśna, którą wiedzie szlak, kończy się terenem prywatnym. Ale szlak znajduje rozwiązanie: skręca w lewo stromym zboczem. Najwyższy czas przezuć się w górskie buty. I śmiało w górę – na ile siły pozwalają. Wędrujący i szlak wędrowany nie są odrębnymi bytami.
El caminante y el camino no son seres distintos.

Chwila słabości na szczycie wzniesienia. Nogi same się pode mną uginały, nie od razu dało się iść dalej, musiałem posiedzieć na ziemi. A potem w dół – znowu ku mętnej rzeczce.


 Tento můstek nepřecházíme!

 



A tento, ano.


Droga do Kladrub zajęła mi o godzinę dłużej niż się spodziewałem (i dużo dłużej niż podaje optymista Google). Kasę zamknęli i już nie wpuszczają zwiedzających, ale pozwolili mi obejść kościół („chram”) i obejrzeć go z zewnątrz. O dziwo, bez witraży, dzięki czemu światło słoneczne prześwituje na wylot. Dookoła trawa równiutko przystrzyżona, iluminacje… Ale klasztor nie wygląda na zamieszkały. Sądząc po wyglądzie ścian, są w plecy jakieś parę milionów…





Nie znalazłem miejsca w pensjonacie ani pokojach gościnnych, znalazłem na plebanii, gdzie napis głosi „Pielgrzymi mile widziani”. Życzliwie mnie przyjął kościelny, Słowak Peter. Poczęstował herbatą, zatelefonował do proboszcza, a ten się zgodził mnie przyjąć na nocleg, choć osobiście nie będzie obecny. Kościelny niebawem też pojechał na parę godzin, zostawiając mi do dyspozycji pokoik, korytarz i zaniedbany sad z drugiej strony domu.


Matulu, matulu / mój kochanek we śnie / słodki był jak w sadzie / proboszcza czereśnie
, śpiewała Halinka Mlynkowa. Może to się działo w Kladrubach? 

9 kilometrów – niezbyt imponujący etap! Ale słabo mi było w tym upale i dobrze, że mam nocleg pod życzliwym dachem – a przedtem mogę posiedzieć w „ogrodzie” w słońcu i wśród zieleni.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz