Naszym dzisiejszym celem była kaplica urządzona częściowo w skalnej grocie
Prowadzą nas drogą, która się nie zaczyna ani nie kończy, tj. zaczyna się znienacka, i kończy wjeżdżając w główną jezdnię. Ale kawałek dalej prowadzi drogą polną. Dookoła wzgórza. Łyse pola, zaorane, a pogoda rześka prawie tak jak ów prysznic, który rano wziąłem. Ledwie kilka metrów od nas idzie szosa. Ale ziemia pięknie pachnie, i słoma na niej. Mnie się to kojarzy z Hiszpanią i płd. Francją, ale T. twierdzi, że w Górach Świętokrzyskich tak samo pachnie po skoszeniu. Pewnie dlatego, że inna gleba niż u nas, na nizinach. Ta tutaj jest wapienna i winorodna. Na kamieniu milowym ktoś zostawił dla tych, co przyjdą po nim, kiść winogron.
Wkraczamy do kolejnej wioski, Castildelgado. Wygląda prawie tak wiejsko jak wsie u nas (i pachnie też). Warzywnik z dorodnymi paprykami i pomidorami, które dopiero zaczynają dojrzewać, kwiaty przed pierwszym domem we wsi. Wszechobecne tzw. pruskie mury. Bar-restaurante-hostal w jednym. Kościółek z dawnych wieków, z omszałego drewna. A uliczka, którą idziemy, nazywa się calle Mayor i jest odpowiednio szeroka, choć nie tak wystawna, jak nazwa mogłaby sugerować. Kamienny mur obrośnięty pnączami o białawych kwiatkach.
Odeszliśmy od szlaku, by znaleźć kapliczkę Virgen Blanca. Takie kapliczki, zwykle nieco oddalone od ludzkich siedzib, nazywają się w Hiszpanii ermitas - dosłownie: pustelnie. Przechodzimy przez wieś Quintanilla del Monte. Wieś psów! Spotkaliśmy tylko jedną osobę ludzką (zresztą sympatyczną; pojawiła się akurat w momencie, gdy mieliśmy pójść w złą stronę), a wiele psów. Wyglądają przez okna domów, których stan często zdaje się wskazywać, że psy są tam jedynymi gospodarzami.
Wzdłuż dróżki jeżyny, tarnina i głóg albo dzika róża - wszystkie krzaki kolczaste, i wszystkie z owocami (jadalnymi). Przy kapliczce (zamknięta, to i owo udaje się sfotografować przez dziurkę od klucza) posilamy się licznymi jeżynami i zaliczamy pierwsze w tym roku orzechy - jeszcze takie świeżutkie i soczyste.
Dookoła jest tyle pól, a nawet wzgórz nieuprawianych, a mimo to twórcy szlaku zdecydowali się puścić go tuż obok szosy.
Ale za to możemy podziwiać wyrosłe przy niej nieduże słoneczniki-samosiejki i tak samo dzikie warzywa o kwiatach podobnych do cukinii ale owocach niedużych i kolczastych jak oset.
Przechodzimy przez Belorado, gdzie wita nas zapach świeżego drewna i trocin - Belorado jest zagłębiem meblarskim. Tu, blisko 900 lat temu, odbył się pierwszy na ziemiach hiszpańskich jarmark, dopuszczony przywilejem króla Aragonii (i męża królowej Kastylii), Alfonsa I. Doniosłe to wydarzenie upamiętniają w dzisiejszych czasach targi Ferias Alfonsinas.
Niesamowity dom (a może klasztor?) w skale. Okoliczne wzgórza pełne są grot, od nie wiadomo jak dawna zasiedlanych przez człowieka |
W tej okolicy również doszło do wielkiej bitwy między napoleońskimi okupantami a partyzantką z Nawarry pod wodzą Francisco Espoza y Miny. Jak informuje tablica pamiątkowa, wzgórza przed Belorado kryją ciała 400 poległych rodaków.
W miasteczku jest też kościół z niesamowitą kaplicą Matki Bożej Bolesnej (Ntra Señora de los Dolores) z wieloma ekspresyjnymi rzeźbami i obrazami. Podłoga w kościele ugina się tak, że faktycznie ma się wrażenie bycia w nawie, czyli na statku - któremu, dowodzonemu przez świętych, wierny daje się nieść w nieznane.
Naszym celem jest Tosantos. Już w zeszłym roku, przejeżdżając autobusem, wypatrzyliśmy tam kaplicę wykutą w skale. W tych zboczach jest sporo naturalnych jaskiń, niektóre ludzie zagospodarowali do własnych celów. W schronisku ok. piątej po południu (po pysznej kawie, wypitej z lokalsami w drugim schronisku) czekamy na przewodniczkę, która otworzy nam kaplicę i opowie, co wie (podejmuję się roli tłumacza z hiszpańskiego na angielski; nie wszystko łapię, ale i tak goście z innych krajów są mi niezmiernie wdzięczni). Nie wie wiele, ale widok kaplicy na wpół zrobioną z groty, na wpół dobudowanej mówi sam za siebie, podobnie jak poważne postacie na ołtarzu.
Dwa razy w roku Matka Boska z ołtarza jest przebierana i wędruje na barkach mężczyzn: w maju do wioski, w sierpniu z powrotem na górę. Wrażenie potęguje fakt, że w grotach powyżej kaplicy znajduje się dom mnicha. Dawniej kaplicy strzegł taki pojedynczy mnich, a co dnia dołączali do niego na nabożeństwo inni mnisi z klasztoru gdzieś w dolinie.
Nad kaplicą dostrzegamy drucianą gwiazdę Dawida z ogonem, czyli - jak prostuje T. - gwiazdę betlejemską. Nie ma w tym sprzeczności Bądź co bądź, Betlejem - miasto Dawidowe...
Dwa razy w roku Matka Boska z ołtarza jest przebierana i wędruje na barkach mężczyzn: w maju do wioski, w sierpniu z powrotem na górę. Wrażenie potęguje fakt, że w grotach powyżej kaplicy znajduje się dom mnicha. Dawniej kaplicy strzegł taki pojedynczy mnich, a co dnia dołączali do niego na nabożeństwo inni mnisi z klasztoru gdzieś w dolinie.
Nad kaplicą dostrzegamy drucianą gwiazdę Dawida z ogonem, czyli - jak prostuje T. - gwiazdę betlejemską. Nie ma w tym sprzeczności Bądź co bądź, Betlejem - miasto Dawidowe...
Widok ze wzgórza |
Hiszpańskie podwórze |
Drzwi są otwarte dla wszystkich,
chorych i zdrowych,
nie tylko katolików, ale i pogan,
żydów, heretyków, próżniaków i pyszałków,
a najprędzej dla ludzi dobrych i profanów.
(Roncesvalles, XIII w.)
Wspólna kolacja - jak zwykle, makaron z dodatkami. Wypas, ale zapomnieliśmy uprzedzić, że jesteśmy wegetarianami, a nie chcemy się zadowolić suchym chlebem i winem... Więc dziś mamy nastrój na dzień odstępstwa, jemy co nam podali, tylko dyskretnie odsuwam na bok co większe okruszynki kiełbasy czy kurczaka. Ksiądz uwielbia śpiewać, robi to w kilku językach, ale żeby nie wyjść na samoluba, zaprasza też do śpiewania innych, niech każdy przedstawi coś ze swojego kraju! Katalończyka o mocnym głosie i ekspansywnej osobowości nie trzeba długo zachęcać. Mnie też nie. Dobrze, że niedawno się nauczyłem "Ciamnej nocki". W sam raz na pogodnie-nastrojowy wieczór.
Zmywanie zostawiamy na później i kierujemy się do uroczego pokoiku pełniącego rolę kaplicy. Nastrojowa wspólna modlitwa w różnych językach. Znów robię za tłumacza. Jeden z nas jest z Izraela, więc ksiądz zakłada, że wyznaje on judaizm - i podkreśla aspekty ekumeniczne. W każdym kościelnym schronisku są przygotowane teksty (fragmenty Nw. Testamentu, psalm itd.) w wielu językach, zawsze jest m.in. polski. Ale jakość tego polskiego... często chyba posługiwali się "tłumaczem Google"! Ksiądz rozdaje też - każdemu w jego języku - intencje, pozostawione przez wcześniejszych pielgrzymów z różnych krajów. Wielu przychodzi na Camino, by uwolnić serce od jakiegoś ciężaru, i takie tu zwyczaje, że później jedni modlą się za drugich.
Uczynny młodszy hospitalero - Włoch użycza mi igły z nitką, mogę więc załatać dziurkę, która pojawiła mi się w spodniach nad kolanem. Pozwala nawet zachować tę igłę. Przyda się już dzień czy dwa później, ale po drugim zaszywaniu dam za wygraną. Dziura będzie się stale odnawiać i powiększać, na szczęście pomaleńku. Zresztą to teraz modne!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz