piątek, 25 września 2015

Etap E12: Atapuerca - Burgos

Obudziłem się w nocy. W innej sali ktoś chrapał tak, że cały dom trząsł się w posadach, jakby jakaś maszyna wibrowała zrywami! A u mnie ból pięty. Dla otuchy powtarzam sobie w myślach pieśń z Taizé, którą śpiewaliśmy na naszym wieczornym kameralnym nabożeństwie w Tosantos:
Nada te turbe, nada te espante.
Quien a Dios tiene, nada le falta.
Nada te turbe, nada te espante. 
Sólo Dios basta. 


Strumień pielgrzymów wlewa się z rudej ziemi na kamienne zbocze. Po prawej owce, po lewej zasieki, tablica informuje, że teren wojskowy. Ale chyba wojsko dawno tam nie zaglądało: druty kolczaste są zardzewiałe i zwieszają się luźno. Bardzo rześkim i lekko zamglonym porankiem, droga wchodzi w Sierra de Atapuerca i wspina się na górę Matagrande (1078 m npm.). Tam też stoi krzyż, pod którym pielgrzymi usypują kopiec z kamieni i zostawiają świadectwa tego, na czym im zależy, np. na wolności Tybetu:
Wierzchołek wzniesienia otwiera nowe perspektywy. Dookoła tej pustej, kamienistej równiny małe grupki drzewek, a dalej szeroki horyzont. Na szczycie, oprócz kopca pod krzyżem, pielgrzymi ułożyli wielką strzałkę z kamieni
i jeszcze większą tarczę koncentrycznych kręgów. Ledwie zaczynamy schodzić z góry, otwiera się widok na 20-30 km, w dole ukazuje się rozległe miasto z wieżowcami - Burgos. Ktoś wieki przed nami był jeszcze bardziej olśniony tą nagłą panoramą, tablica cytuje słowa ze starej księgi: "Odkąd pielgrzym pokonał góry Nawarry i ujrzał pola Kastylii, nie oglądał piękniejszego widoku niż ten". Nie zgodzilibyśmy się z autorem, ale widok jest faktycznie imponująco szeroki, nawet jeśli tu i ówdzie horyzont przysłaniają drzewka.

Niedaleko jakiejś kopalni szlak się rozwidla, tam też słyszymy polski język. Nie jesteśmy tu sami! Większość pielgrzymów omija wieś Villalval, my idziemy szerokim wąwozem wśród pól prosto do niej, by ujrzeć m.in. zburzony kościół.

 

 Na początku wsi Cardeñuela Riopico bar. Wszyscy siedzą na dworze, w słońcu. Czas spożyć słuszną porcję tortilli, popić pyszną kawą i się posmarować kremem z filtrem! Przy sąsiednim stoliku młoda dziewczyna dyskutuje ze szpakowatym Anglikiem o wyglądzie doświadczonego pielgrzyma - o duchowym wymiarze pielgrzymowania i sensie życia.

Rozpaloną drogą zbliżamy się do przedmieścia Burgos. Wiatraki stoją, powietrze stoi, a my, idąc, czuliśmy wiatr na twarzach! Powiedziałem, że anioły nas wachlują, aby nam ulżyć w gorącu.
Przedmieście jest długie na blisko 10 km, i cały czas idzie się wzdłuż szosy do miasta. Typowe poligono, dzielnica hurtowni, magazynów, warsztatów i supermarketów. W jednym z nich robimy oszczędne zakupy na cały dzień i dłużej.

Za XIV-wiecznym kościołem Sta. Maria, dawną siedzibą katedry, mijamy najpierw równie chyba stary krzyż przydrożny, a potem nowoczesny pomnik honorowych krwiodawców.

Już w mieście, udało nam się znaleźć kawałek trawnika odsunięty od ulicy, by w cieniu wieżowca spożyć nasz lunch: brzoskwinka i sok, kupne, ale nadspodziewanie smaczne gazpacho z naturalnych składników, chleb z charakterystycznym białym serem Burgos, baby-kukurydza w occie - porządne drugie śniadanko!

Idziemy dalej przez miasto: jak przystało na Hiszpanię, nawet wielopiętrowe bloki są budowane z brązowej cegły. Przechodzimy koło kościoła św. Lesmesa, patrona miasta - był on opatem pobliskiego klasztoru pod koniec XI w., jego szczątki są zachowane.
Święty ratuje tonących

W schronisku miejskim, gdy tam trafiamy, są już tylko 3 miejsca. Ale nie ma internetu, więc marudzę, zwlekam i proponuję rozejrzeć się gdzie indziej! To był błąd: schronisko parafialne jest już completo, a to też za chwilę będzie (jest piątek, początek weekendu, a Burgos to duże miasto i tylko 3 schroniska!), i kolejną godzinę czy dwie błąkamy się po mieście w poszukiwaniu tego trzeciego. Ale kto pyta, nie błądzi, nawet jeśli nikt nie słyszał o ulicy, na której ma ono się znajdować. W międzyczasie spotykamy Cristiana z Katalonii, który dopiero rozpoczyna pielgrzymkę, i razem idziemy wg wskazówek. Do rzeki, z jej biegiem do drugiej, potem w górę rzeki, przez drugi most, na drugą stronę ulicy...
Jeden z szeregowców przy uliczce prowadzącej do schroniska "Emaus"

Jest! Kościelne schronisko Emaús prowadzone przez francuskie siostry, trzeba zachować ciszę, bo za ścianą odbywa się Wieczysta Adoracja - poza tym, o 20-ej zamykają drzwi, ale poza tym jest bardzo sympatycznie i luz.

Idziemy jeszcze pozwiedzać miasto, zwł. szeroko pojętą starówkę - okolice katedry, dwa stare rynki, nowocześniejszy główny plac i kilka sąsiednich ulic, tętniących turystami, handlem i życiem towarzyskim.

Wejście do dawnego miasta

Zachwycają nas także artystyczne eksponaty w sklepie z... kuflami
...i pomniki legendarnych postaci miasta

Słynny "Dom Sznura", gdzie Kolumb otrzymał od Królów Katolickich
błogosławieństwo i wyposażenie na odkrywczą wyprawę do Indii.

Główna brama miejska od strony rzeki
i jeden z rynków w obrębie starego miasta

 
 
A oto katedra, jeden z największych cudów architektury gotyckiej


 


Ludzie wyruszali na pielgrzymkę z ważnymi powodami, np. po uzdrowienie - posąg pielgrzyma trędowatego
 
Inne oblicza burgoskiej starówki




  

Panorama współczesnego Burgos
widziana z góry zamkowej

Przypadkiem zdążamy w sam raz na mszę (odprawianą błyskawicznie, ale z raźnym i muzykalnym śpiewem wiernych), zakończoną błogosławieństwem pielgrzymów (ksiądz wymienia wszystkie reprezentowane dziś nacje) i naszym przejściem bocznym wyjściem wprost do domu parafialnego czyli naszego schroniska, na kolację. Posiłek błogosławi pielgrzym, zdążający pod prąd - z Santiago do Lourdes. Podobno należy do jakiegoś świeckiego zakonu, acz słaba znajomość ceremoniału i ręce trzymane w kieszeniach budzą we mnie wątpliwości. Mniejsza z tym, każdy idzie w swoim celu, i dla każdego jest miejsce, we wzajemnym poszanowaniu. Wegetarianie też mają co zjeść: pyszna zupa dyniowa, i nie pamiętam co na drugie.

A po kolacji, naturalnie, wspólne czytania w różnych językach. I dzielenie się od serca. Jeden z pielgrzymów przyznaje się, że jest ateistą. Nasza gospodyni, Marie-Noël, odpowiada godnie: nie wiara wyznawana ustami i rozumem się liczy, ale to, jaki człowiek jest w życiu - a "nam, chrześcijanom, pomaga być dobrymi ludźmi wiara w Boga. I tyle". Obiecuję Marie-Noël, że przyślę jej "niegooglową" wersję odpowiedniego rozdziału ze św. Łukasza. Tylko gdzie ja podziałem jej email?
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz