Przed bazyliką rozładowuje się furgonetka z darami od… buddystów. Na paczkach z szarymi tkaninami (koszulki?) chińskie napisy.
Kościół jednak też jest, i działa – okazało się, że front jest z innej strony a do kościoła wchodzi się po wysokich schodach. Poprzednio byłem przy bocznym wejściu i trafiłem do dolnych sal. Trwa uroczysta msza w pierwszą rocznicę Pierwszej Komunii.
Kawęczyńska to także pętla tramwajowa na Pradze. Te tramwaje przejeżdżają tuż koło Dworca Wschodniego.
Idę prosto ul. Kawęczyńską.
Oprócz tramwajów słychać ptaki ćwierkające i – gdzieś dalej
– śpiewające. I dzwony kościoła. Pod tym wszystkim cisza. Z
plakatów na slupie ogłoszeniowym wynika, że dziś dzielnicowy
festyn – Jarmark Floriański – ale nie podali, gdzie.
Po jednej stronie ulicy zabudowa tradycyjna, po drugiej pojawia się wieżowiec, boisko szkolne… Co krok porzucone elektryczne hulajnogi. W bramie kolorowe, psychodeliczne graffiti. Hasła na rysunkach świadczą o obserwacji, że czasy się zmieniają: „Ziomy, nieczynne!”, „Kultura – closed”… Niektóre okna pozabijane płytami wiórowymi, niektóre klatki schodowe w remoncie. Słynne Szmulki.
I już jestem tu, gdzie doszedłem tydzień temu: ul. Korsaka do najdłuższego bloku w Warszawie, zamieszkałego pewnie przez tysiąc osób albo i więcej. Przez bramę w nim – do dworca Warszawa Wschodnia. Na drugą jego stronę. Mijam dużą pętlę autobusową. Ukosem w stronę ul. Zamoyskiego. Historyczna piekarnia, do dziś czynna. Tu kiedyś wypiekano autentyczne grahamki (tzn. z pszennej mąki razowej a nie z mieszaniny białej mąki i otrąb), trudne do dostania gdzie indziej w Polsce.
Rogatki grochowskie, „Wedel” – śmierdząca (dziś już nieco mniej) fabryka pyszności. To u Wedla narodził się polski specjał – ptasie mleczko. Zamoyskiego przechodzi w Targową – centralną ulicę Pragi Północ.
Wylot ul. Ząbkowskiej - dziś zagłębia pubów, centrum artystycznej Pragi |
Skrzyżowanie dwóch arterii: Targowej i Alei Solidarności / Radzymińskiej (tej po płn. stronie torów) przy Dworcu Wileńskim (jeden z pierwszych chyba, a dziś tak licznych w Polsce, dworców przerobionych na galerie handlowe z kolejową "przybudówką") – pusty plac po dawnym pomniku „braci śpiących” – jednym z głównych punktów orientacyjnych Warszawy prawobrzeżnej. Skręcam w stronę jednej z dwóch w Warszawie cerkwi – ledwie widocznej za gęstymi koronami drzew.
Rozległa oaza zieleni – Park Praski – miejsce uciech dzieci (co za plac zabaw! Te liczne, wysokie huśtawki!) i wytchnienia panów, którzy flaszeczką łagodzą sobie trudy życia. Jeszcze inni plażują-majówkują na kocyku. Są i stoiska z kolorowymi wiatraczkami i watą cukrową. Jak za mojego dzieciństwa, a może i moich rodziców (gdyby mieszkali w Warszawie, i gdyby nie była wojna).
Artystyczne przedstawienie żyrafy w skali 2:1 (to nie to na obrazku powyżej :) - to natura!) przypomina, że za tym parkiem jest zoo. Też lubiłem do niego chodzić. A czym ono jest? Więzienie dla egzotycznych zwierząt, z reguły dożywotnie (tyle że chyba bez grypsery). Slogan warszawskiego zoo głosił, że ono „uczy, bawi, wychowuje”. Czego uczy? Kogo bawi? Jak wychowuje? Przyzwyczaja nas od maleńkości do tego, że ktoś jest całe życie w klatce, na ciasnym wybiegu.
Wejście na Plac Zamkowy |
Na Placu Zamkowym ewangelizacja w rytmach ostrego popu. Tymczasem w Muzeum Archidiecezji wystawa Beksińskiego. Dużo musiało się wydarzyć, żeby taki artysta trafił w takie miejsce… I w końcu pobudowane po wojnie całkiem na nowo mury archikatedry Świętego Jana, do której zbliżam się od tyłu, od praskiej strony. W środku symboliczne nagrobki wielu sławnych Polaków, ale najokazalszy pomnik ma książę Małachowski, marszałek senatu I Rzeczypospolitej, jeden z twórców Konstytucji 3 Maja. Sam kościół zaś za każdym razem zaskakuje mnie skromnością w porównaniu z innymi katedrami. Tu kończy się Podlaska Droga Świętego Jakuba i zaczynają trzy inne. Próżno jednak wypatrywać świadczących o tym drogowskazów czy znaków z muszelkami.
Wracam ul. Piwną. Z przeciwka nadjeżdżają dorożki. W wąskiej staromiejskiej uliczce prezentują się imponująco.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz