Łąka i pole za wsią Nasilnice. O 5.30 rechot żab albo ropuch. W nocy znów zrobiło się zimno. Ubrany prawie od stóp do głów, a i tak na granicy marznięcia. A przecież jest lato, i to bynajmniej nie sierpień, no i nie jesteśmy w górach (wczoraj wysokość zeszła poniżej 300 m n.p.m.). A ten śpiwór kiedyś dobrze trzymał ciepło. System "rzeczy w śpiworze - nogi w plecaku" zdaje egzamin. Ja suchy, i rzeczy też. Może tylko śpiwór trzeba trochę podsuszyć.
Świt był mocno zamglony, a teraz już tak słonecznie, że trudno spać, choć w nocy budziłem się parę razy. O 6.30 robi się prawie bezchmurnie, mgła już niemal zupełnie wyparowała. O siódmej jest już ciepło. Ruszam. Zaraz zaczęły się zabudowania jakby dawnego PGR-u lub folwarku, z długą chlewnią albo kurnikiem. Nad bramą napis "Ranč Studěnka". To tu chyba jest staw, z którego dobiegały odgłosy żab. Teraz też je słyszę.