piątek, 28 września 2018

Etap E33: Astrar - Santiago de Compostela



Kostury pielgrzymie już mają wolne
Wyruszając ze schroniska na szlak ostatniego etapu, starsi panowie i ja życzyliśmy sobie nawzajem salud, amor y dinero: "zdrowia, miłości i pieniędzy - w takiej kolejności!"

Dziś zachmurzenie całkowite. Ciepło, ptaki śpiewają na potęgę, jakby ta wilgoć w powietrzu je jeszcze bardziej ożywiła. A może udziela im się radosne podniecenie pielgrzymów, czujących już bliskość celu swoich trudów. Tak jak obiecywały ulotki w schronisku, nie musimy wracać na szlak tą samą drogą, którą przyszliśmy, tylko naprzód, przez las tchnący świeżością, i znów przez zabudowania. W oddali ujadanie psów, na pastwisku owieczki.

czwartek, 27 września 2018

Etap E32: Ribadiso de Abaixo - Arzúa - Santa Irene / Astrar


Dziś wyruszamy rekordowo późno - po dziewiątej - bo wiedzieliśmy, że mamy opuścić schronisko do 9-tej. Dziś ranek początkowo pochmurny. Ptaki szczebioczą. Świat w takim świetle wygląda inaczej - jakoś tak błogo.

środa, 26 września 2018

Etap E31: Airexe - Ribadiso de Abaixo


Tego dnia napotkaliśmy niesamowite morze mgieł, bar z polskimi akcentami i kościół, w którym proponują bardziej namacalną formę rozmowy z Bogiem. I różne formy krajobrazu. A i to przecież nie wszystko...

wtorek, 25 września 2018

Etap E30: Ferreiros - Portomarín - Airexe

Noc. Jest tak cicho. Dziś, wyjątkowo, choć sala wieloosobowa, nikt nie chrapie. Obudziłem się, wzruszony, ze znaczącego snu: początek filmu o wspólnocie uczniów mojego mistrza duchowego. Ludzie śpiewają:
.       Drodzy moi,
.       oto co powiedzieć chcę:
.       dzięki wam dziś mam korzenie.
.       Tak kocham was!
Dwudziestowieczna psychologia była urzeczona koncepcją granic osobistych. Wyraźne poczucie granic jest warunkiem bycia świadomą i odpowiedzialną osobą. Granice są jak kora drzewa, chroniąca je i potrzebna, aby rosło zdrowo. Ludzkie ego jest jak pień drzewa. Jeszcze ważniejsze jednak dla każdej rośliny są korzenie - symbol naszych przodków i wszystkiego, co nas karmi i buduje, a co przychodzi spoza ego. Trudno o rozwój duchowy bez czerpania z korzeni, otwierania się z ufnością na to, z czego wyrastamy.

poniedziałek, 24 września 2018

Etap E29: Calvor - Sarria - Ferreiros


Początkowo etap w stylu "od baru do baru", potem uznajemy, że dziś po prostu mamy dzień relaksu... i przechodzimy tylko około 19 kilometrów!


niedziela, 23 września 2018

Etap E28: Fonfria - Samos - Calvor

Superdługi etap, wystawny obiad naprzeciwko słynnego klasztoru Samos, wędrowanie krętym szlakiem alternatywnym i schronisko znalezione o zmierzchu dzięki niespodziewanemu spotkaniu. Góra z górą się nie zejdzie, ale dwóch pielgrzymów-flamencosów z różnych krajów - czemu nie?


piątek, 21 września 2018

Etap E26: Camponaraya - La Portela de Valcarce

Noc była trudna. Za dnia ciało mobilizuje siły i błogie samopoczucie do wędrówki, nocą - naprawia i porządkuje, co trzeba. Odzywają się bolesne miejsca, nawet te mało spodziewane. Teresa też ma niespokojne chwile: wstaje krząta się, wzdycha, w końcu na chwilę zapala światło. Może to już pora wstawać? Patrzę na zegarek: pół do czwartej. Trochę za wcześnie...

czwartek, 20 września 2018

Etap E25: Ponferrada - Camponaraya


Prosto z drogi autobusem z Madrytu, ruszyliśmy na szlak. No, nie całkiem prosto: zajechaliśmy koło 16-ej, ale wyruszyliśmy k. 18-ej, bo najpierw, na moje naleganie, wróciliśmy na starówkę, by się jej lepiej przyjrzeć i zobaczyć słynny "żelazny most" (Pons Ferrata), od którego miasto wzięło nazwę. Ani śladu dawnego mostu - teraz jest tam inny, nowoczesny ale raczej niepozorny. Zaszliśmy jeszcze na centralny plac kościelny. Plebanii nie znaleźliśmy, więc o pieczątkę poprosiliśmy w sklepie z pamiątkami o intrygującej nazwie "La Cueva de la Mora" (Jaskinia Arabki). Jeszcze pokrzepiliśmy się kawą (na jakiś bar kawowy zawsze można liczyć!) Potem wstąpiliśmy na szlak, który szybko oddalił się od głównych ulic i poprowadził nas w górę rwącej rzeki Síl.

wtorek, 4 września 2018

Etap C0: Przełęcz Okraj - Śnieżka - Pěc pod Sněžkou

Śnieżka. Najwyższy punkt mojej pielgrzymki (przynajmniej do Pirenejów). Miejsce, w którym - jako pielgrzym - żegnam się z Polską. Na szczycie gwar głosów, mówiących po czesku. Mgła przed "latającym talerzem" i kaplicą nieco rzednie. Wchodzę do kawiarni wewnątrz "spodka". Jaką dobrą energię ma to okrągłe wnętrze! Może napiję się kawy właśnie tu - dla przyjemności posiedzenia w takim miejscu?

poniedziałek, 3 września 2018

Etap P33: Pisarzowice / Czarnów - Przełęcz Okraj



Prysznic, pakowanie... Na dole jedzono śniadanie. Gospodyni serdecznie zaprasza mnie do stołu. Zjadłem tylko kromeczkę chleba z pomidorem i plasterek sera, do tego herbatka owocowa. W sklepie zaopatrzyłem się na dalszą drogę, i z powrotem do Czarnowa, z nadzieją, że jeszcze załapię się na śniadanie w krisznaickiej świątyni (nie zawiodłem się). Pogoda ładna. Po prawej szumi potok. Ciekawe, że na ten szum nie zwróciłem uwagi idąc w górę po raz pierwszy, dopiero wieczorem, gdy wracałem do Pisarzowic po ciemku. Jeden zmysł może "zagłuszać" drugi.

niedziela, 2 września 2018

Etap P32: Kamienna Góra - Czarnów / Pisarzowice

Od rana mgła. Dobrze, że nie pada; wczoraj padało, wydobywam się z przeziębienia. Czuję, że mam w sobie dość siły życiowej, ale lepiej, żeby mnie dziś w drodze nic nie moczyło. W Kamiennej Górze miałem ochotę na kawę, plus pognało mnie do WC. Mając "koniec języka za przewodnika", w końcu trafiłem do ulubionego lokalu lokalsów, zresztą jedynego czynnego, jaki spotkałem. Jest niedziela koło południa. Nastrojowa, nieduża izdebka, na stołach koronkowe obrusy i mosiężna zastawa - wszystko à la "u Babci" - na ścianach zdjęcia z dawnych epok. W toalecie gazety z czasów mojego dzieciństwa. "Trybuna Ludu" rządzi. Z głośnika cicho się sączy ludowa muzyka żydowska z wyrazistym tarabanem i ciekawą partią wokalną. I ten zabytkowy zlew na ścianie przy wejściu! Lubię wnętrza, w których widać rękę żywego człowieka (a tym bardziej, jeśli on żył dawno temu).


czwartek, 9 sierpnia 2018

Refleksje z pielgrzymki na Jasną Górę - PIELGRZYMKA JAKO POKUTA?

Różni ludzie idą na pielgrzymkę z różną motywacją. Nie chciałbym, żeby to, co napiszę poniżej, było odebrane jako negacja czy krytyka tego, że wielu pielgrzymuje w intencji pokuty.
Dla mnie jednak pielgrzymka pokutą nie jest, w każdym razie nie w takim sensie, jak to się potocznie rozumie: pokuta jako narzucona sobie kara, robienie sobie źle. Co innego, jeśli wrócić do pierwotnego znaczenia pokuty jako pojednania lub nawrócenia. Uprościć życie, aby to, co istotne, wypłynęło na wierzch, a to co sztucznie podzielone, na nowo się zrosło i zabliźniło.

piątek, 29 czerwca 2018

Etap P31: Wałbrzych - Borówno / Kamienna Góra

28.06. Nocowałem w Szczawnie, ale nie doszedłem tam pieszo, więc zaczynam dzień od powrotu do Wałbrzycha. Chcę przy okazji skorzystać z internetu w jedynym możliwym miejscu, tj. w bibliotece. Nic z tego: czynne od 13-ej. Na pociechę, zachodzę na kawę do "Zielonej Sofy". Dobry wybór! Kawa mocna, wystrój i muzyka nastrojowe, a obsługa z klasą i przemiła. Teraz mogę stawić czoła nieubłaganemu deszczowi na zewnątrz. Po drodze staram się o nową polietylenową pelerynę lub płaszcz. Jest jedno i drugie, ale tylko w dziecięcych rozmiarach. Oceniwszy je wzrokiem, biorę jedno i drugie, ubieram się na cebulkę. Pelerynka jest solidna i na tyle luźna, że się w niej mieszczę. Płaszcz rozpięty, ale jego poła zasłania mi mapę w kieszeni.

środa, 27 czerwca 2018

Etap P30: Michałkowa - Wałbrzych

Obudziłem się chyba wyspany ale smutny. Śniło mi się, że mieszkałem z czyjąś rodziną. Niby było dobrze, miałem swoje miejsce i byłem akceptowany, ale brakowało miłości. Brakowało mi prostego przytulenia. Buty, jak się okazało, nie całkiem wyschły. To wszystko podsumowuje wrażenie, jakie miałem po noclegu w tym domu. Grunt, że łóżko było miękkie, pościel w sam raz, a herbata ciepła. I że nie pada. Wyruszam koło dziewiątej.

Góry coraz niższe ale dolina potoku coraz głębsza. Poranny chłód. Po prawej wyłania się rozległy zbiornik wodny otulony górkami. Z jednej strony widzę wędkarzy. Ładnie położone domki wciśnięte między szosę (mało uczęszczaną) a wodę. Każdy z nich mógłby mieć prywatną przystań.

wtorek, 26 czerwca 2018

Etap P29: Rościszów - Wielka Sowa - Michałkowa: Camino Soviaco









Najbardziej chyba deszczowy dzień z tych kilku kolejnych dni pielgrzymowania. Ale przeszedłem przez Góry Sowie, znalazłem się w najwyższym dotąd punkcie mojego szlaku (1015 m n.p.m.). Nasyciłem się śpiewami ptaków, leśnym powietrzem, rozległymi widokami i pięknymi wnętrzami...




poniedziałek, 25 czerwca 2018

Etap P28: Piława Grn. - Dzierżoniów - Rościszów


Po dziesiątej wieczorem padało, ale noc sucha a rano nawet chwilami prześwituje słońce. Obudziłem się w pół do piątej i postanowiłem poleżeć jeszcze do pół do szóstej. Potem już lepiej wstawać: ruch coraz większy, ludzie podchodzą do bankomatu. A ja zaraz do "Żabki" po zakupy na śniadanie.
Za dnia Piława Górna wygląda znacznie mniej smętnie. Stare domy - ozdobne, nowe - o dość ciekawych kształtach. I grucha dziki gołąb.

Na przystanku autobusowym - tablice świetlne, jakie dopiero niedawno wprowadzili w Warszawie! Termometr wskazuje 14ºC. Pewnie za Niemca to było znaczące lokalnie miasto (Gnadenfrei). Mówił mi Władysław, że nawet za komuny. Teraz z przemysłu zostały tylko (i rozmnożyły się) zakłady kamieniarskie.

niedziela, 24 czerwca 2018

Etap P27: Łagiewniki - Piława Górna



Sen niedługi, o czwartej czy piątej budzi mnie światło dnia, głosy mnóstwa ptaków (w tym gruchanie gołębi, podobne do ostrzegawczego kukania kukułki) i kolejny dzwon kościoła. W samą porę, bo zaczyna kropić, po chwili chyba się rozpada. Odsuwam się od brzegu zadaszenia. Wzmożony ruch samochodowy na głównej drodze wrocławsko-kłodzkiej. Z autobusu wysypują się pierwsi przechodnie. Kończę się pakować, gdy do "mojego" zadaszenia podjeżdża rowerzysta, na oko po 50-tce, ale dobrze zbudowany, ubrany sportowo (ale nie "dresiarsko"). Wyjmuje z plecaczka półlitrówkę i kieliszek. Nalewa sobie, wypija. Zagaduje, pyta dokąd idę.

sobota, 23 czerwca 2018

Etap P26: Sobótka - Ślęża - Radunia - Łagiewniki


Nocleg u przyjaciela przyjaciółki. Moja pierwsza od nie wiem ilu lat gra w szachy - nastoletni syn gospodarza nie miał większych trudności z postawieniem mi mata. Od początku widziałem, że realizuje jakąś strategię, ale nie potrafiłem jej przeniknąć. I obfita kolacyjka - dobrze w obcym mieście wylądować w domu pełnym jedzenia, nawet jeśli trzeba zrezygnować z prysznica, bo wanna pełna warzyw (marchew idzie na dno, pietruszka pływa) - kolega właśnie stawia pierwsze kroki w działalności gastronomicznej. Do późnej nocy i od wczesnego rana rozkminia, co zaserwować na swoim straganie, uwzględniając zmieniającą się pogodę.

Detal muru kościoła św. Jakuba
I oto w sobótkową (przesilenie letnie! wieczorem Noc Świętojańska) sobotę wyruszam z Sobótki na Sobótkę (Górę). Wraz z nastaniem lata astronomicznego skończyło się, jak nożem uciąć, upalne lato meteorologiczne. Wiaterek, ciemne chmury, na razie nie pada. Powietrze miękkie i chwilami pachnące - trudno mi powiedzieć, czym; jakąś świeżością. Sklepy w Sobótce otwierają wcześnie. Dzięki temu w ciucholandzie zaopatruję się w to, czego najbardziej potrzebowałem - obszerną chustkę, która może, według potrzeby, robić za apaszkę, szalik lub jedno i drugie.

wtorek, 12 czerwca 2018

Etap P18A: Święta Anna - Częstochowa

Cała noc i świt były pogodne, dopiero po szóstej zaczęło grzmieć i padać. Jeszcze jak! Gdybym nocował w lesie i nie zerwał się zaraz po tym, jak obudził mnie blask dnia i głosy ptaków, miałbym dziś wszystko mokre. Tylko, że zaraz, przed siódmą przyjdzie po mnie siostra i mam sobie pójść. Co ja ze sobą pocznę, żeby nie moknąć? Czy dadzą mi przeczekać deszcz? Herbatę dostanę, siostra sama zaoferowała jeszcze wieczorem, ale co tu zrobić, żeby nie mokły mi rzeczy w plecaku i moje przemakalne buty?

poniedziałek, 11 czerwca 2018

Etap P17A: Żytno - Święta Anna

Droga do Radomska - niech żyje BlaBlaCar! Dziewczyna po AWF, miłośniczka przygód, a chwilowo - dyrektorka sklepu sportowego. Dookoła piękny, zielony kraj. Ciekawe, czy tak samo bym odbierał ten pejzaż, gdyby nie duża kawa i ta dziewczyna żyjąca pełną piersią, kreśląca plany z rozmachem, a równocześnie wewnętrznym luzem?

piątek, 25 maja 2018

Etap P11B: Dobrzyń n/Wisłą - Zarzeczewo/Kulin k/Włocławka

Portal pogodowy chełpiący się największą sprawdzalnością zapowiadał, że będzie trochę słońca, trochę chmur, ale deszczu to raczej nie. Tymczasem już w drodze pociągiem na początek etapu padało, i to długo. Na szczęście się wypogodziło, zanim dojechałem na miejsce.
Na rynku w Dobrzyniu spożywam wczesny obiadek z tego, co udało się zdobyć w miejscowej "Mili". Całkiem całkiem: pasta z ciecierzycy, buraczki i świeże rzodkiewki. Pluszcze fontanna. Na ławkach typowe towarzystwo miasteczkowe. W górze cicho grzmi.

czwartek, 17 maja 2018

Etap P7C: Piątek - Łęczyca


Dziś prawie nie pada, choć wciąż jeszcze "grozi". Z samego rana miła niespodzianka: gospodarz chce ode mnie tylko 20 zł. Pakuję na w pół podsuszone rzeczy. Przeczekuję intensywny ale przelotny deszcz. Wracam się do centrum miasta, na Rynek w Piątku. Geograficzny środek Polski. Jest "Orlen", a więc będzie kawka. Na wynos. Kościół zamknięty. Ogrodzenie dookoła też. A jednak są ludzie na ganku zadbanej plebanii. Wołam, którędy tam się można dostać. Dają mi znaki na migi, i już po chwili dołączam do czekających.

środa, 16 maja 2018

Etap P6C: Przez Sobotę do Piątku

Od Soboty do Piątku przyszło mi iść w strugach deszczu, Kiedy się rozpadało na dobre, zapisane już kartki "przezornie" schowałem do plecaka. Nie przewidziałem, że do wieczora tam zrobi się mokrzej niż w mojej kieszeni. (Miałem pokrowiec na plecak, ale nie przykrywał go szczelnie, bo karimata...).


Dlatego poniżej zamieszczam to, co udało się zrekonstruować na podstawie ocalonych strzępów tekstu - tych, gdzie tusz nie rozpłynął się zupełnie po całej kartce.

środa, 25 kwietnia 2018

Etap P5C: Łowicz - Urzecze


W skansenie w Maurzycach. Fot. Wikimedia Commons
Długi hotelowy korytarz. To niegdyś (jakieś 40 lat temu) mógł być hotel wysokiej klasy! Ta galeryjka na planie ośmiokąta z półokrągłymi oknami... Rano hall dudni gwarem kilku głosów. Ukrainki wychodzą do pracy. A Polki przychodzą pracować tutaj.

Ptaki i psy od rana aktywne, kwitnie dziki bez i rozkwitają bzy ogrodowe. Zmierzam po raz kolejny w stronę centrum Łowicza, z niezłomnym postanowieniem dowiedzenia się w Domu Turysty, którędy przebiega pomarańczowy ("Bursztynowy") szlak rowerowy - ten do Łęczycy.

wtorek, 24 kwietnia 2018

Etap P4C: Bolimów - Nieborów - Arkadia - Łowicz


Pogoda znowu jak marzenie. I niesamowite, jak przyroda się zmieniła w ciągu ostatnich 2-3 tygodni! Od zimy do lata. Maj za pasem, wszystko zielone. Autobusem przez Puszczę Bolimowską. Za chwilę zacznę tam, gdzie ostatnio skończyłem. Pogoda iście letnia, więc takoż i mój strój - wszystko przy sobie tak jakbym szedł po Camino w Hiszpanii - poza tym, że nie niosę śpiwora, bielizny na zmianę ani przyborów toaletowych. Nie spodziewałem się, że się przydadzą!

środa, 4 kwietnia 2018

Etap P3C: Szymanów - Bolimów

Udało się dojechać niezbyt późnym rankiem do Niepokalanowa. Ale etap zaczyna się w Szymanowie, a autobusów nie ma. Mam tam dawać z buta?
 
Nie musiałem. Przeszedłszy kawałek, złapałem "okazję". Kierowca samochodu dostawczego jakoś się domyślił, że jestem na pielgrzymce. Okazało się, że sam chodzi w każdą drugą sobotę miesiąca na nocną pielgrzymkę z Miedniewic do Niepokalanowa (z sanktuarium do sanktuarium).

Wysadził mnie pod kościołem - stąd właśnie chciałem dziś wyruszyć. Żałuję, że nie miałem refleksu, aby go zapytać: z jaką to intencją tak regularnie pielgrzymuje?

wtorek, 6 marca 2018

Camino jako ucieczka

Pewnie jest tak, że różne motywy sprawiają, że różne osoby słyszą wołanie Drogi i na nie odpowiadają. Dla mnie Camino jest ucieczką. Ucieczką od wszystkiego, co mnie uwierało w mojej codzienności. Kiedy mam dość oglądania co dzień tych samych krajobrazów, zmagania się z tymi samymi kłopotami, spotykania się z tymi samymi niechcianymi uczuciami, chowania się w tych samych nawykach (może niezdrowych, ale swojsko "bezpiecznych"), cofania się przed tymi samymi przeszkodami - mam ochotę zostawić to wszystko, spakować plecak (i jaka to radość, że już umiem spakować się lekko i praktycznie - od razu czuję, że nad jakimś aspektem rzeczywistości jednak mam kontrolę!) i pójść przed siebie. Z nadzieją, że zostawię za sobą też troski i nawyki zatruwania sobie samemu życia zmartwieniami i krytykanctwem. Że nowe widoki i zapachy oczarują mnie tak bardzo, że znów uda mi się na chwilę skupić na tym co teraz i wpuścić do duszy powiew świeżego powietrza.


sobota, 6 stycznia 2018

Etap P2C: Błonie - Szymanów


Miałem zamiar pauzować do wiosny, ale pogoda iście wiosenna... Nie wziąłem okularów słonecznych - to błąd! Przecież będę dziś szedł niemal dokładnie pod słońce (wygrzebałem się z domu późno, potem prawie zdążyłem na pociąg, zdążyłem jeszcze dotknąć guzika, ale drzwi już się nie otworzyły i przyszło poczekać godzinę na nast. pociąg). A słońce daje, że hej! Ptaki szczebiocą. Trawa zielona... początek stycznia!