niedziela, 2 września 2018

Etap P32: Kamienna Góra - Czarnów / Pisarzowice

Od rana mgła. Dobrze, że nie pada; wczoraj padało, wydobywam się z przeziębienia. Czuję, że mam w sobie dość siły życiowej, ale lepiej, żeby mnie dziś w drodze nic nie moczyło. W Kamiennej Górze miałem ochotę na kawę, plus pognało mnie do WC. Mając "koniec języka za przewodnika", w końcu trafiłem do ulubionego lokalu lokalsów, zresztą jedynego czynnego, jaki spotkałem. Jest niedziela koło południa. Nastrojowa, nieduża izdebka, na stołach koronkowe obrusy i mosiężna zastawa - wszystko à la "u Babci" - na ścianach zdjęcia z dawnych epok. W toalecie gazety z czasów mojego dzieciństwa. "Trybuna Ludu" rządzi. Z głośnika cicho się sączy ludowa muzyka żydowska z wyrazistym tarabanem i ciekawą partią wokalną. I ten zabytkowy zlew na ścianie przy wejściu! Lubię wnętrza, w których widać rękę żywego człowieka (a tym bardziej, jeśli on żył dawno temu).





Fajnym patentem jest przeszklona szafa podświetlona od środka. Rozpiera mnie radość, że wracam na Szlak! Bije druga. Najwyższy czas w drogę, choć do Pisarzowic podobno tylko 1½ godz.


Chmury rzedną, przebija się słońce, znów idę znakowaną drogą jakubową. Ulica Jedwabna wznosi się w górę. Zagaduje mnie życzliwie uśmiechnięty, wąsaty pan. Taksuje wzrokiem mój ekwipunek:


  ─ Chyba dłuższa wyprawa?

  ─ Dłuższa.

  ─ Ja też nieraz chodzę po górach. ...Grzybiarz. ... Tylko nie przestraszaj moich sarenek! Miłego dnia.



Mijam "ptasi dom": na ziemi gęgają gęsi, na szczycie dachu gołębie. Prócz tego, chodzą robotnicy i szczekają psy, pachnie gnojówka. Szumią drzewa, coś pocykuje wśród traw. Na południowym horyzoncie majaczy pasmo gór, po bokach drogi łąki. Idę dziurawym asfaltem, wielokrotnie łatanym. Zalesia się. Jawory, jesiony... i bujne poszycie. Droga kamienista, najpierw w górę, potem w dół, przez szosę i znów do góry, przez pola.


 
Idzie się nieco ciężkawo - czuć, że część sił organizm poświęca na pokonywanie infekcji. Nie muszę dziś iść aż do zmierzchu. Która to godzina? W pół do komina. Komin otwarty - jest w pół do czwartej. Tu prawie płasko, ale ze wszystkich stron już góry. Przy drodze głogi obsypane owocami. Teraz przez skład (odkrywka?) kwarcu. Wszedłem do wsi - pewnie Pisarzowice.




W Pisarzowicach skręcam z niebieskiego szlaku na czarny - do Czarnowa, jak sama nazwa wskazuje. I do Santiago. Wychodzę ze wsi. Zbliżam się do pasma stromych choć niezbyt dużych górek - Rudaw Janowickich. Na pochyłej łączce spożywam późny obiad - kanapkę i opakowanie bulguru z humusem. Jest ciepło, z domu o 200 m stąd dobiega skoczna radiowa muzyczka. Na deser resztka ciasta, które pojadałem po drodze. I za chwilę dalej, do Czarnowa. Nagle rozlegają się strzały. Nad pobliskimi stawami ktoś strzela do kaczek.





Kończą się Pisarzowice, zaczyna się Czarnów - wieś ...monitorowana!

Jeden z pierwszych domów po prawej stronie - z daleka trochę przypomina kościół, tylko zamiast krzyża dziwne złote szpice na dachu. To jeszcze nie świątynia krisznaicka, tylko świątynia Śiwy i Śakti, o której istnieniu nie wiedziałem. Wygląda jak bardzo zamożny dom. Na dziedzińcu obelisk, na ścianach płaskorzeźby. W obejściu dziecko i nikogo więcej. Rozglądam się. Podchodzi do mnie wysoki, bosy mężczyzna o spokojnym, ciepłym głosie. Mówi trochę monotonnie, ale to, co mówi, bardzo do mnie trafia. O tym, że szanują indywidualną drogę duchową każdego człowieka, a każdy ma inną, według swojego charakteru. I o tym, że wszystko w człowieku jest doskonałe. Rzecz tylko w tym, aby wszystko znalazło się na swoim miejscu.


U "krisznowców" właśnie jutro ma być największe święto w roku - narodziny Kryszny, świętowane całodniowym postem, po którym następuje uczta o północy. Kobiety, dzieci i goście mogą nie pościć. Nie miałem pojęcia o tym święcie, choć ponad 20 lat temu, w innym miejscu, w nim uczestniczyłem (też niespodziewanie, o ile pamiętam).


Siwaici w pobliżu nastawiali monumentów, m.in. posąg Światowida dla uhonorowania sposobów czczenia boskości przez dawnych Słowian.
  ─ Teraz nie możemy długo porozmawiać, bo jestem w pracy: opiekuję się trojgiem dzieci - mówi poważnie Robert. ─ Jutro przyjdę na święto i chętnie z tobą pogadam, bo dobrze ci z oczu patrzy.


Mimo wszystko, czy chcę przedłużać wędrówkę? (na środę mam już wykupiony bilet z Wrocławia). No i zarywać noc? Zdecyduję jutro. Mam nadzieję, że dostanę nocleg w siedzibie Hare Kryszna.


Wspomniał mi też, że Czarnów ma szczególny mikroklimat, często jest o pięć stopni cieplej albo zimniej niż w Kamiennej Górze. Rzeczywiście, obchodzę wieś i robi się całkiem gorąco. Po drodze gabinet akupunktury. Orient na całego.


"Jedyne krowy w tej wsi to szczęśliwe krowy bhaktów", usłyszałem, i oto nieco wyżej, na pastwisku, spotykam kilka łaciatych krów. Z zapałem szczypią trawę. Może faktycznie szczęśliwe, tak jak tylko mogą być? Po chwili podchodzi jeszcze jedna bliżej, aż wychyla do mnie łeb ponad płot, i sapie. No tak, to byk! Znakomicie wywiązuje się z roli obrońcy rodziny. Potem podchodzi drugi byk, bardziej wstrzemięźliwy, ale staje naprzeciwko mnie i stoi. A pomiędzy bydłem plącze się nieduży, gniady konik.
  ─ Hej, czy jesteście szczęśliwi?
Szczęśliwe czy nie ─ na pewno spokojne i pewne siebie.



Na kamieniu swastyka - staroindyjski i starosłowiański symbol słońca i ognia ofiarnego. A tu o! Widzę Światowida w obniżeniu terenu, wypisz wymaluj kopia tego ze Zbrucza, tylko "odrestaurowana". Wejścia na teren "strzegą" dwie jabłonki. To się kojarzy ze słowiańskim świętym gajem. Płot w kształcie palisady - jak na rysunkach siedzib naszych przodków w podręcznikach historii.


Spotykam bhaktę Kriszny w charakterystycznym stroju. Wyjaśniam charakter swojej wizyty. Zaprasza i pyta, czy już tu u nich byłem.

  ─ Tak, 22 lata temu.


Zabrał mnie do świątyni. Akurat za chwilę było wieczorne odsłonięcie bóstw. Młody chłopak śpiewał, akompaniując sobie na harmonium, a korpulentna dama w sari okadzała posążki i salę świątynną, i dzwoniła dzwoneczkiem. Posłuchałem śpiewu, pokontemplowałem postacie boskich osób i świętych na ołtarzu, a potem poszedłem na jeszcze ciepły poczęstunek, który przyniósł dla mnie tamten bhakta. Posiłek wcale obfity. I jeszcze powetowany kruchym ciasteczkiem, przyniesionym przez bhaktinię, i zapewne przez nią upieczonym. Bardzo smaczne, jak prawie wszystko u wielbicieli Kryszny. Mojego gospodarza wyraźnie coś nurtuje. Zorientowawszy się, że ma do czynienia z kimś, z kim może pogadać o wielu sprawach, wyjawia mi swoje poszukiwania, niepokoje i plany.


Zostałem więc ugoszczony sytą kolacją i pogawędką o ciekawych rzeczach, ale noclegu nie dostałem, bo takie wytyczne, żeby go udzielać tylko współwyznawcom, a prezydenta teraz nie ma, co mógłby rozważyć indywidualną decyzję. Uczynny bhakta jednak podprowadził mnie w stronę schroniska Czartak. Okazało się zamknięte, i to od lat, choć wciąż funkcjonuje jako punkt orientacyjny. Teraz to prywatny dom, w trakcie małego remontu, więc nocleg nie wchodzi w grę. Ale powiedziano mi o dwóch gospodarstwach agroturystycznych tu niedaleko. Poszedłem tam, przyświecając sobie latarką w telefonie. Ani w jednym, ani w drugim nie chcieli mnie przyjąć, zabrnąłem więc z powrotem w dół, do Pisarzowic. W tamtejszych "pokojach gościnnych" (furtka zamknięta, rozmowa przez telefon) usłyszałem: "O tej porze?!" (a nie było jeszcze dziesiątej wieczorem) "O tej porze się nie szuka noclegu" Czyli pomogą ci, nie za darmo zresztą, ale nie wtedy, kiedy pomoc jest naprawdę potrzebna! A w najlepszym razie, uprawiają spychologię "byle nie ja". Ale czyż sam nie postępowałem tak nieraz, kiedy ktoś "nie w porę" był w potrzebie?


Mimo wszystko, niegościnna gospodyni pokojów gościnnych mi pomogła: wspomniała o pensjonacie. Trafiłem tam, przedstawiłem sytuację i dostałem nocleg - dużo taniej niż zwykle to u nich jest. Com się nachodził, to nachodził, ale oto jest przyzwoity nocleg w miękkim łóżku i prysznic!


Tylko do świątyni nie zdążę na siódmą rano (jak zostałem zaproszony), bo o siódmej to tu dopiero wstają (bhaktowie koło czwartej), a drogi kawał pod górę. Ale zajrzę tam do nich na trochę, jak będę przechodził. A w razie niepogody, może i na cały dzień.

Poprzedni etap na tej trasie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz