Pierwszy mój (mini-)etap Małopolskiej Drogi Świętego Jakuba. Szydłów darzę szczególnym sentymentem - "polskie Carcassonne".
Budziłem się w nocy – trochę z zimna, trochę z jakiegoś niepokoju, ale na dobre obudziła mnie ptaszyna jakoś przed piątą, kiedy już świtało. A kiedy słońce wschodziło, kościół świętego Jakuba był opromieniony różowym światłem.
Myślałem, że wstanę, spakuję się i zrobię zdjęcie, ale o 5:30, kiedy kończyłem pakowanie, nagle poświata znikła, prawdopodobnie słońce znalazło się za chmurami, które przeważają na dzisiejszym niebie. No, ewentualnie może za jakimiś drzewami, lasem czy wypukłością terenu, tak więc kościół już nie świeci, zachowuje jakieś blade resztki tego różu. A ptak mnie tak natarczywie budził!