środa, 9 czerwca 2021

Etap P22B: Owińska - Poznań


Za Kobylnicą, w Gruszczynie, dogonił mnie rowerzysta, jeszcze młody. Zobaczył muszlę, więc zapytał, czy ja idę Camino. Potwierdziłem, Okazało się, że on też je przeszedł, i to od swojego domu na Śląsku. W podziękowaniu za „drugie życie”. Opowiedział mi niesamowitą historię mistycznego początku swojej duchowej przemiany, a potem długiej drogi uzdrawiania duszy – drogi, która jeszcze trwa. Fajnie być dla kogoś znakiem :)

 Po zwiedzaniu Poznania pod kierunkiem mojej ubiegłorocznej towarzyszki pielgrzymki i po nocy u niej spędzonej, zbudziłem się wcześnie rano i otworzyłem książkę, którą mi położyła do poduszki – „Oskar i pani Róża”. Poruszająca lektura. Przerwałem po 55 stronach. Czułem, że jeszcze trochę i przytłoczy mnie, nie będę mógł oderwać od niej myśli przez cały dzień.

Pielgrzymka wita mnie prawdziwie letnią pogodą – słońce wręcz przypieka. Owińska. Jak miło odetchnąć tutejszym, świeżym powietrzem. Park – widać, że dawno założony, bo takie potężne drzewa tutaj porosły... Rozśpiewane ptaki. Wszystko jest trochę podobne jak w zeszłym roku, a jednak jakby inne.

W dawnym przyklasztornym szpitalu dla psychicznie chorych jest szkoła. Dochodzą dźwięki bębna i dziecięcy śpiew. Drzwi uchylone, podobnie jak do kościoła, gdzie zaglądam. Parku Orientacji Przestrzennej dla niewidomych dzieci nie zwiedziłem, bo czynny tylko w soboty i niedziele; w inne dni – tylko grupy zorganizowane.

Mniejszy kościółek św. Mikołaja w Owińskach

Nie wiedziałem, jak dojść do Dziewiczej Góry, miejscowi też byli różnego zdania. Przeważyły opinie, że przez Czerwonak. Nadłożyłem drogi, pewnie ze trzy kilometry – i musiałem długo iść wzdłuż ruchliwej szosy, chodnikiem w budowie. Należało pójść przez Annowo (czarny szlak w przeciwnym kierunku), ale nie miałem go w swojej rozpisce, a GPS-u, jak wiadomo, nie posiadam. Ale za to zobaczyłem słynny czerwonacki elewator i spróbowałem jednego z najlepszych ciastek, jakie jadłem w życiu. A nazywa się niepozornie: rożek. Tyle, że nie przypomina innych ciastek o tej nazwie ani wyglądem, ani swoim niebiańskim smakiem. Zresztą... i tak chciałem zobaczyć ten Czerwonak – znałem stąd dwie osoby: jedna przejmująco śpiewała i pisała, z drugą cudownie mi się tańczyło na weselu mojej ciotecznej siostry. Dawne dzieje... 
Słynny czerwonacki elewator, z daleka wskazujący kierunek

Z Czerwonaka na Dziewiczą Góręwiedzie ładna, kręta, niezbyt stroma droga, po drodze często wygodne ławki. I prowadzi mnie tam zapach kwitnących akacji. Przed wierzchołkiem nie ma żadnych drogowskazów. Błądzę, docieram na parking i do prawie opustoszałego centrum turystycznego. Pytam napotkaną tam sympatyczną dziewczynę – jak się wydaje, jedyną przedstawicielkę personelu – jak trafić na szczyt. Objaśnia mi, i po chwili wspinaczki, cel: wieża widokowa, której znikąd w pobliżu nie widać (lasy zasłaniają). No i nieczynne (znowu tylko sobota, niedziela – z okazji pandemii; czyżby na weekend brała sobie wolne?).


 Czytam różne historie o pochodzeniu nazwy Dziew(i)cza Góra - tę realną, o cysterkach z Owińsk, i tę legendarną, o dziewczynie imieniem Anna, co ulitowała się nad groźnym lecz rannym niedźwiedziem - i tym samym odczarowała urodziwego i dzielnego rycerza.


Dalej intuicyjnie: Droga Jakubowa = żółty szlak PTTK. Natomiast oznakowanie w terenie niejednoznaczne. Chyba ktoś się dopiero uczył znakować i próbował rozkminić tę sztukę samemu, nie konsultując się z kimś bardziej doświadczonym.

Las, ptaki, szum drzew i słońce. Raj! Co tam słabe oznakowanie...

 


Pierwsza naklejka Camino od klasztoru w Owińskach. Być może były gdzieś na tej drodze przez Annowo, ale się nie domyśliłem, że trzeba było tamtędy. Zresztą, od Góry Dziewiczej aż do wsi nie było! Za to w Kicinie zaczyna się oznakowanie często i gęsto, im dalej tym sensowniejsze.


 

 

Od Kicina aż do Wierzenicy siedmiokilometrowa ponoć Droga Św. Jakuba – przy drodze, po obu stronach, kapliczki wszystkich kościelnych Tajemnic – radosnych, światła, bolesnych i chwalebnych. Żar z nieba, ale i wietrzyk. Szlak jasno wytyczony. Kolejna droga obsadzona drzewami - drogowskaz wskazuje Park im. Augusta Cieszkwskiego. Nic mi to nazwisko nie mówi, pewnie miejscowy dziedzic albo jakiś botanik? O, ignorancjo moja! Dopiero dużo później w domu dowiaduję się, że był to wybitny filozof, wpływowy w skali światowej. Z Wierzenicy do Kobylnicy jest asfalt, ale szlak idzie skrótem przez lasy, przez wzgórza.

Kobylnica. Miejscowość z parkiem i placem zabaw dla dzieci – tyle że zaraz za płotem jest ruchliwa szosa na Poznań. Po drugiej stronie szosy cukiernia, a w niej... powtórka z Czerwonaka! Taki sam „rożek”, tylko (o ile to możliwe) jeszcze smaczniejszy. Biorę też kawę. Siadam na zewnątrz, wpadają mi do niej, jedna po drugiej, dwie muchy. Chyba mam jej nie pić, choć smaczna...


Za Kobylnicą, w Gruszczynie, dogonił mnie rowerzysta, jeszcze młody. Zobaczył muszlę, więc zapytał, czy ja idę Camino. Potwierdziłem, Okazało się, że on też je przeszedł, i to od swojego domu na Śląsku. W podziękowaniu za „drugie życie”. Opowiedział mi niesamowitą historię mistycznego początku swojej duchowej przemiany, a potem długiej drogi uzdrawiania duszy – drogi, która jeszcze trwa. Zintensyfikowało ją odosobnienie wymuszone stanem epidemii, a ja okazałem się kolejnym znakiem na jego drodze. Fajnie być dla kogoś znakiem :)


Zsiadł z roweru i towarzyszył mi. Mieliśmy iść razem tylko chwilę, w końcu przeszliśmy z dziesięć kilometrów, przez wsie, lasy i brzegami jezior – w sam raz na opowiedzenie zarysu duchowej historii życia i podzielenie się wzajemnie swoim rozumieniem jego tajemnic. I przez 3 godziny żaden z nas nie zapytał drugiego o imię. Jak to na Camino, między pielgrzymami: spotykasz kogoś pierwszy raz w życiu, i już po chwili okazuje się, że macie dużo wspólnego – a imiona to rzecz umowna, zresztą mało prawdopodobne, że kiedykolwiek spotkacie się jeszcze po tej stronie wielkiej rzeki. Droga pomaga odnajdować swoje plemię.

Słynne jezioro Malta – oddech Poznania. Ależ to duże! I ależ zagospodarowane.
..

A wieczorem... Renia właśnie kończyła opowiadać o swoim Camino w programie Akademii  Miłości. Mimo okropnego spóźnienia, jeszcze się załapałem, aby też wziąć udział i na gorąco podzielić się wrażeniami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz