poniedziałek, 24 maja 2021

Etap P11C: Linne - Zakrzyn / Młynisko

Jakoś dziwnie w tym zajeździe. Na dole eleganckie meble, nawet sala bankietowa z podium dla muzyki, na górze rozłażące się deski, a przy tym wszędzie ogólny nieład, choć w zasadzie czysto. Śniadanie drogie, choć trzeba przyznać, że obfite i smaczne. Z zewnątrz też dom nie woła swoim wyglądem: „Wejdź tu!” Ha... Ale po tym pożywnym śniadaniu łatwiej w pełni docenić cudną pogodę tego ranka...

Na szosie, inaczej niż wczoraj wieczorem, duży ruch, zwł. tirów, które ledwie się mieszczą na pasie jezdni w swoim kierunku. Na szczęście, ja tędy mniej niż kilometr mam do przejścia. Potem kręty, wąski asfalt wśród łąk i zadrzewień. Ptaki! Na niebie czysty błękit, jak w Hiszpanii.


W świetle dziennym mapę zobaczyłem wyraźniej i skorygowałem plany. Przechodzę przez okolice, które można by nazwać "bocianim zagłębiem" (stąd zdjęcie tytułowe). We wsi Marianów asfalt skręca w prawo, prosto droga polna. Nie chcę, żeby wywiodła mnie w pole (jak wiele takich dróg przed nią). W otwartym obejściu podchodzę do drzwi, pytam o drogę na Milejów.

– Tak, to ten skrót – odpowiada dziewczyna. Na widok dziewczyny w letnim stroju, od razu robi mi się cieplej, zdejmuję jedną warstwę ubrania. I jeszcze poproszę o uzupełnienie wody.

Za Milejowem idę drogą przez pola i las, którą coś przejeżdża raz na pół godziny. Wszystko się dokładnie zgadza z mapą, włącznie z tym, kiedy asfalt przechodzi w drogę szutrową. Na łączce naprzeciwko jakiegoś gospodarstwa kilka krówek. Idzie w moją stronę taka biała w kasztanowe łaty. Ustawia się, jakby pozowała do fotografii, a do tego, jest fotogeniczna. Cykam kilka zdjęć. Z okna vis a vis wychyla się kobieta i mówi, że nie wolno cudzych krów kamerować. No to kasuję... Rozstajemy się w zgodzie, ale chyba nie przyjął tego do wiadomości jej piesek, bardzo bojowo nastawiony, zbliża się do mnie, ujadając. Gdy się odwracam i robię parę kroków w jego stronę, cofa się, ale tylko trochę, a potem znów za mną. Sytuacja patowa. Dopiero na głos gospodyni zawraca.

Ściany z gliny ze słomą

Droga gliniasta, a dookoła wydmy. Zalesiony wał ziemny – dawne grodzisko? Okop? Może po prostu wydma. Dzisiaj idzie mi się wyjątkowo szybko a wewnętrzny zegar raczej się śpieszy niż późni (inaczej niż np. wczoraj).

Dziś najładniejszy etap. Drogi przez lasy, rozśpiewane ptakami, bardzo rzadko słyszę psy czy samochody...

Za sto metrów szosa. Przed nią młode sosenki, niskie trawki ukwiecone... i plastikowe butelki. Zapewne wiatr przywiał je od szosy. Ileż ludzie muszą wyrzucać z samochodów, jeśli zaledwie w jednym miejscu tak dużo tych śmieci? A przecież ta szosa mało uczęszczana!



Aleja okazałych klonów. I wciąż cichutko. W drodze do Będziechowa trzeci raz dzisiaj napotykam znak szlaku jakubowego (Nadwarciański?). Ktoś poprowadził go dokładnie tak, jak mnie wypadło iść!

„Ja tu pilnuję!”

Odkąd opuściłem Dobrą, żadnych większych miejscowości, tylko wioski – i tak będzie chyba do końca dnia. Dobrze, że zjadłem takie sute/syte śniadanie.




Minęło południe. Jest bardzo ciepło, ale wiatr się wzmaga.

Widok z punktu widokowego „Stara Żwirownia”.

Teraz przez Madalin – ciekawe, czy ten Madaliński, który na warszawskim Mokotowie ma ulicę, to z tego Madalina?

W Annopolu, oprócz znajomych głosów ptasich, rozlega się przeciągły zaśpiew jakiegoś egzotycznego gatunku. Zielenią się pola pszenicy, pełne świerszczy. A teraz idę prosto w stronę słońca – na południowy zachód. W polu świerszcze, w lesie ptaki, na szosie z rzadka samochody.

O szesnastej doszedłem do Zakrzyna – cel-minimum na dziś zrealizowany! Można zacząć rozpytywać o nocleg, no i ewentualnie, iść jeszcze – ale nie więcej niż dwie godziny. W sadzawce ktoś dźwięcznie rechoce. I drugi ktoś – na inną nutę.

Jakbym wyczarował: wielki afisz „Agroturystyka Stokrotka”, Zakrzyn-Goździec 7. Jakoś wbiła mi się w głowę od rana nazwa „Zakrzyn” - a wiem, że w tych okolicach niełatwo o agroturystykę, no i tylko 35 zł! Huśtawka, za płotem staw... Istna sielanka. Gospodyni idzie kosić. A ja jeszcze przejdę się do przodu, „zaliczyć” następną miejscowość, wszak dzień młody. Przy okazji sprawdzę rozkład jazdy autobusów (bo stąd, na szczęście, już jeżdżą).

Jodła w jednym z zakrzyńskich ogródków - tak gęściutka, że nic nie widać w środku. A muszą być tam ptaki, co tak świergoczą.

Młynisko – superspokojna miejscowość chyba letniskowa, domy wśród bujnego lasu, przypominającego park. Czas zawracać.

Następnym razem zacznę stąd, albo z Zakrzyna, bo tam na pewno dojeżdża autobus.

Obrazek na ścianie w hallu mojej kwatery - niczym rodem z gry "Dixit"

 

Następny etap na tej trasie 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz