niedziela, 23 maja 2021

Etap P10C: Uniejów - Dobra - Linne

Zdążyłem po pieczątkę na plebanię, chyba razem z klasztorem – budynek prawie tak wielki jak kościół, wyglądem przypomina nowoczesny blok mieszkalny. Ksiądz na plebanii o łagodnym, stonowanym głosie, oprócz pieczątki zaproponował mi:

– Coś słodkiego? – i przyniósł całą misę czekoladek. Wziąłem jedną, ale dodał mi jeszcze garść:

– Te są szczególnie dobre. A te – kawa...

Dziś dzień Zesłania Ducha Świętego. Kościół, i tak strojny, dziś szczególnie przystrojony. Ludzi pełno, choć w maseczkach. Wysłuchałem czytań, śpiewów i kazania – krótkiego a treściwego.


Na rynku
jarmark – obok obrazów wskazujących drogi do Boga, pełny asortyment uzbrojenia dla najmłodszych fighterów: wszelkie możliwe modele pistoletów automatycznych i wozów bojowych. Dla miłośników tradycji oręża – miecze. Nigdzie (chyba nawet w Muzeum WP) nie widziałem takiego nagromadzenia broni. 50 metrów stąd modlitwa „...obdarz nas pokojem”, a tu... Si vis pacem, para bellum?


Wokół rynku wystawa malowideł reprezentujących różne narody - ta dziewczyna symbolizuje Ukrainę

 

Co tu robi Skłodowska-Curie?


Przechodzę na lewy brzeg Warty.


Zwiedzam dziedziniec zamku arcybiskupów gnieźnieńskich. Kawiarnia w Domu Pracy Twórczej obok i ta w hotelu „Kasztel Rycerski” czynne dopiero od południa – dla ludzi zzewnątrz – goście hotelowi raczą się śniadaniem, jeden, siedzący z dziewczyną, pyta mnie:

– Do Composteli?


 

 

Biała Dama w Parku Zamkowym


Pierwsze kilometry wśród Zieleni szosą turecką. Tuż obok las, w lesie jeziorka, starorzecza. Wszedłem w gąszcz, który niebawem się rozrzedził, a w końcu – leśna droga. Tu ptaki słychać głośniej niż auta, co chwila przejeżdżające szosą.


 Cud! Przedzierając się – znowu bezdrożnie – przez las, zgubiłem okulary od słońca. Gdzie? Szukaj igły w stogu siana. Jednak poprosiłem, żeby się znalazły. Zostałem poprowadzony do wąskiego przejścia przez rów, którym wcześniej przechodziłem – i właśnie tam leżały!

A za chwilę: chciałeś kawę? Masz kawę. Na stacji paliwowej – i tanio, i smacznie. Słychać świerszcze wśród otaczających stację wysokich traw.

 



Wieś
Człopy spokojna. Mimo bliskości szosy, od której ulica oddala się łagodnym ukosem. Jak ładnie wygląda świat w słoneczny dzień majowy! Na drugą stronę szosy i w nieuczęszczany asfalt, na południe, a potem w prawo i w las. Nie słychać żadnych psów ani samochodów. Tylko ptaki i rechot żab. Wśród tutejszych lasów dużo stojących wód.

 





 
Minąłem skrzyżowanie z drogą, której nie ma na mapie. Słonecznie, na niebie obłoki, wiatr to się wzmaga, to przycicha. Lasy i łąki – zaiste: zielone świątki.

Chyba mapa była trochę naciągana. Droga miała inaczej prowadzić. Ale wyszedłem dokładnie tu, gdzie chciałem!


Zatrzymał się przede mną młody c
hłopak samochodem, zainteresował się, czy mi czego nie potrzeba. Powiedziałem, że noclegu ma dziś w okolicach Dobrej. On powiedział, że z miłą chęcią by mnie wziął do siebie, ale właśnie wyjeżdża. Zapewnił mnie, że w Dobrej jest hotel i wytłumaczył drogę tak dokładnie, że nic nie zrozumiałem. Ale chwilę później zadzwoniłem pod numer, który zapisałem jeszcze w domu, i już miałem nocleg załatwiony. Tym razem, nie omieszkałem zapytać, ile będzie mnie to kosztować. – Normalnie biorę 50 zł od osoby, od pana poproszę 35”. Zniżka dla pielgrzyma, chyba.

Pogoda wciąż cudna a ja spokojną drogą wśród pól i łąk z głośnymi świerszczami oraz lasów z ptakami.

Międzyplon?


Wieje solidnie. Łopocą skrzydła wiatraków prądotwórczych. Stanąłem pod brzozami, pozwalam pieścić twarz powiewającym, pachnącym listkom. Moje wędrowanie w tym sielskim krajobrazie kojarzy mi się ze Stachurą: „Dla wszystkich starczfy miejsca / pod wielkim dachem nieba, / na ziemi, której ja i ty / nie zamienimy w bagno krwi...”

Stąpać lekko, iść w nieskończoność, zapominać o zabiegach – to był ideał Steda. Prawda, Sted?


 

W sześćsetletnim mieście Dobra są parki i stawy. I młodzież gra w kosza. I dzwoniły dzwony na wejście. Promienie słońca migocą w maleńkich falach na stawie.

Starsi nawet nie odpowiadają na pozdrowienia, za to dzieci i nastolatkowie na rowerach sami pozdrawiają. Jeden młody nawet zapytał, dokąd idę.

– Do Santiago de Compostela.

Zdziwił się niepomiernie, ale szybko odzyskał rezon:

– Będę się za pana/ciebie modlił (nie pamiętam dokładnie, jak powiedział, ton wskazywał raczej na „ciebie”).

– Dzięki!




Umilam sobie czas lodami włoskimi, i już zmierzam do Linnego. Jak dobrze, że zmieniłem buty! Stopy mnie tak bardzo bolały – w sandałach nie bolą (prawie). Żółcą się pola kwitnącego rzepaku. Cicha dróżka przez pola zmienia się w drogę motocyklistów. Na czym kto może – najważniejszy wiatr w twarz i dużo
warkotu.


P
rzy krzyżu zasięgam języka i okazuje się, że muszę zrobić „kolano” aż do głównej szosy, bo to tam. Przynajmniej nie szedłem nią tak długo (tyle że w sumie dwa razy dłużej). Za to jutro będzie bliżej. W górze zbierają się ciemne chmury, ale na dole nie widać, żeby z nich padało. 


Przy dojściu do szosy - dawny cmentarz żydowski. Złośliwie zniszczony przez hitlerowców. Udało się zidentyfikować nazwiska niektórych pochowanych. Jest też tablica opisująca wcześniejsze, "poprawne" stosunki między miejscową ludnością chrześcijańską (gł. polską, częściowo niemiecką) a żydowską. Umowa przewidywała m.in. że synagoga nie będzie wyższa od kościoła, żydowskie sklepy i karczmy będą zamykane na czas mszy, a na największe święta
gmina żydowska będzie przekazywać chrześcijanom symboliczny czynsz w postaci funta pieprzu, funta imbiru, łuta goździków i łuta szafranu oraz rodzynków, oraz pewnej ilości prochu strzelniczego, papieru i łoju do lamp. W okresie międzywojennym "niestety, nie obywało się bez szkolnych szykan...".

Gospodyni znajduje dla mnie pokój z działającą żarówką (za to łazienka w pokoju i TV to oczywistość, standard już w każdym miejscu!). Okno z widokiem na... pochyły dach sąsiedniego budynku czy przybudówki. Po prostu, czyste flamenco! Ale jest ciepła woda, jest czajnik, jest łóżko i szafa. A te wszystkie wygody kosztują mnie tylko 35 zł i „zdrowaśkę”. Za gospodynię i za jej brata, który „po pierwszej szczepionce wylądował na wózku”. Ile ja znam osób już zaszczepionych? Dziesięć? Dwadzieścia? A tu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz