piątek, 29 czerwca 2018

Etap P31: Wałbrzych - Borówno / Kamienna Góra

28.06. Nocowałem w Szczawnie, ale nie doszedłem tam pieszo, więc zaczynam dzień od powrotu do Wałbrzycha. Chcę przy okazji skorzystać z internetu w jedynym możliwym miejscu, tj. w bibliotece. Nic z tego: czynne od 13-ej. Na pociechę, zachodzę na kawę do "Zielonej Sofy". Dobry wybór! Kawa mocna, wystrój i muzyka nastrojowe, a obsługa z klasą i przemiła. Teraz mogę stawić czoła nieubłaganemu deszczowi na zewnątrz. Po drodze staram się o nową polietylenową pelerynę lub płaszcz. Jest jedno i drugie, ale tylko w dziecięcych rozmiarach. Oceniwszy je wzrokiem, biorę jedno i drugie, ubieram się na cebulkę. Pelerynka jest solidna i na tyle luźna, że się w niej mieszczę. Płaszcz rozpięty, ale jego poła zasłania mi mapę w kieszeni.

środa, 27 czerwca 2018

Etap P30: Michałkowa - Wałbrzych

Obudziłem się chyba wyspany ale smutny. Śniło mi się, że mieszkałem z czyjąś rodziną. Niby było dobrze, miałem swoje miejsce i byłem akceptowany, ale brakowało miłości. Brakowało mi prostego przytulenia. Buty, jak się okazało, nie całkiem wyschły. To wszystko podsumowuje wrażenie, jakie miałem po noclegu w tym domu. Grunt, że łóżko było miękkie, pościel w sam raz, a herbata ciepła. I że nie pada. Wyruszam koło dziewiątej.

Góry coraz niższe ale dolina potoku coraz głębsza. Poranny chłód. Po prawej wyłania się rozległy zbiornik wodny otulony górkami. Z jednej strony widzę wędkarzy. Ładnie położone domki wciśnięte między szosę (mało uczęszczaną) a wodę. Każdy z nich mógłby mieć prywatną przystań.

wtorek, 26 czerwca 2018

Etap P29: Rościszów - Wielka Sowa - Michałkowa: Camino Soviaco









Najbardziej chyba deszczowy dzień z tych kilku kolejnych dni pielgrzymowania. Ale przeszedłem przez Góry Sowie, znalazłem się w najwyższym dotąd punkcie mojego szlaku (1015 m n.p.m.). Nasyciłem się śpiewami ptaków, leśnym powietrzem, rozległymi widokami i pięknymi wnętrzami...




poniedziałek, 25 czerwca 2018

Etap P28: Piława Grn. - Dzierżoniów - Rościszów


Po dziesiątej wieczorem padało, ale noc sucha a rano nawet chwilami prześwituje słońce. Obudziłem się w pół do piątej i postanowiłem poleżeć jeszcze do pół do szóstej. Potem już lepiej wstawać: ruch coraz większy, ludzie podchodzą do bankomatu. A ja zaraz do "Żabki" po zakupy na śniadanie.
Za dnia Piława Górna wygląda znacznie mniej smętnie. Stare domy - ozdobne, nowe - o dość ciekawych kształtach. I grucha dziki gołąb.

Na przystanku autobusowym - tablice świetlne, jakie dopiero niedawno wprowadzili w Warszawie! Termometr wskazuje 14ºC. Pewnie za Niemca to było znaczące lokalnie miasto (Gnadenfrei). Mówił mi Władysław, że nawet za komuny. Teraz z przemysłu zostały tylko (i rozmnożyły się) zakłady kamieniarskie.

niedziela, 24 czerwca 2018

Etap P27: Łagiewniki - Piława Górna



Sen niedługi, o czwartej czy piątej budzi mnie światło dnia, głosy mnóstwa ptaków (w tym gruchanie gołębi, podobne do ostrzegawczego kukania kukułki) i kolejny dzwon kościoła. W samą porę, bo zaczyna kropić, po chwili chyba się rozpada. Odsuwam się od brzegu zadaszenia. Wzmożony ruch samochodowy na głównej drodze wrocławsko-kłodzkiej. Z autobusu wysypują się pierwsi przechodnie. Kończę się pakować, gdy do "mojego" zadaszenia podjeżdża rowerzysta, na oko po 50-tce, ale dobrze zbudowany, ubrany sportowo (ale nie "dresiarsko"). Wyjmuje z plecaczka półlitrówkę i kieliszek. Nalewa sobie, wypija. Zagaduje, pyta dokąd idę.

sobota, 23 czerwca 2018

Etap P26: Sobótka - Ślęża - Radunia - Łagiewniki


Nocleg u przyjaciela przyjaciółki. Moja pierwsza od nie wiem ilu lat gra w szachy - nastoletni syn gospodarza nie miał większych trudności z postawieniem mi mata. Od początku widziałem, że realizuje jakąś strategię, ale nie potrafiłem jej przeniknąć. I obfita kolacyjka - dobrze w obcym mieście wylądować w domu pełnym jedzenia, nawet jeśli trzeba zrezygnować z prysznica, bo wanna pełna warzyw (marchew idzie na dno, pietruszka pływa) - kolega właśnie stawia pierwsze kroki w działalności gastronomicznej. Do późnej nocy i od wczesnego rana rozkminia, co zaserwować na swoim straganie, uwzględniając zmieniającą się pogodę.

Detal muru kościoła św. Jakuba
I oto w sobótkową (przesilenie letnie! wieczorem Noc Świętojańska) sobotę wyruszam z Sobótki na Sobótkę (Górę). Wraz z nastaniem lata astronomicznego skończyło się, jak nożem uciąć, upalne lato meteorologiczne. Wiaterek, ciemne chmury, na razie nie pada. Powietrze miękkie i chwilami pachnące - trudno mi powiedzieć, czym; jakąś świeżością. Sklepy w Sobótce otwierają wcześnie. Dzięki temu w ciucholandzie zaopatruję się w to, czego najbardziej potrzebowałem - obszerną chustkę, która może, według potrzeby, robić za apaszkę, szalik lub jedno i drugie.

wtorek, 12 czerwca 2018

Etap P18A: Święta Anna - Częstochowa

Cała noc i świt były pogodne, dopiero po szóstej zaczęło grzmieć i padać. Jeszcze jak! Gdybym nocował w lesie i nie zerwał się zaraz po tym, jak obudził mnie blask dnia i głosy ptaków, miałbym dziś wszystko mokre. Tylko, że zaraz, przed siódmą przyjdzie po mnie siostra i mam sobie pójść. Co ja ze sobą pocznę, żeby nie moknąć? Czy dadzą mi przeczekać deszcz? Herbatę dostanę, siostra sama zaoferowała jeszcze wieczorem, ale co tu zrobić, żeby nie mokły mi rzeczy w plecaku i moje przemakalne buty?

poniedziałek, 11 czerwca 2018

Etap P17A: Żytno - Święta Anna

Droga do Radomska - niech żyje BlaBlaCar! Dziewczyna po AWF, miłośniczka przygód, a chwilowo - dyrektorka sklepu sportowego. Dookoła piękny, zielony kraj. Ciekawe, czy tak samo bym odbierał ten pejzaż, gdyby nie duża kawa i ta dziewczyna żyjąca pełną piersią, kreśląca plany z rozmachem, a równocześnie wewnętrznym luzem?