Spakowaliśmy się. Ania (gospodyni, która przeszła z nami na ty) przyszła, niespodziewanie przyniosła chleb, serki „wiejskie” i domowego przepisu galaretkę z surowych malin. Miła pogawędka. Potem, w dowód wdzięczności, odkurzyliśmy jej parter domu (dokumentnie – o co zadbała Renia, wszak poznanianka) i w drogę – w sumie dopiero o jedenastej. Święty Jakub z pieskiem – bardzo niecodzienne przedstawienie.
Zaraz
za wsią wchodzimy w Puszczę. Rozciąga się na wiele kilometrów
kwadratowych i będzie nam dziś długo towarzyszyć. Pogoda
przyjemna – bardzo ciepło
ale bez przesady, słońce przebija się przez korony drzew. Droga
gruntowa, tyle że bardzo szeroka.
Rozdzielamy się, bo R. będzie
miała internetową sesję psychoterapii. Taki mamy rok (a może taka epoka już nastała?), że praca,
wspólne medytacje i modlitwy, lekcje śpiewu – wszystko przez
internet – niektórzy nawet nie przerywają marszu :) Naszą
przygodę Renia też od razu opisała na fejsie, a Ania już zdążyła
skomentować. Co za tempo przepływu informacji!
Znów mam okazję nawiązać
intymniejszy kontakt z życiem dookoła mnie. Zostawszy
sam, od razu idę wolniej, we własnym tempie. W ciągu pół godziny
przechodzę połowę tego co Renata. To, co najbardziej mnie opóźnia,
to postoje takie jak ten: napić się, coś zjeść, posmarować
filtrem, przy okazji podsuszyć ręcznik... A czas leci. I mało bym
się tym przejmował, gdyby nie nadzieja, że znów się spotkam z
R., jeśli nie znudzi jej się czekanie. Pisze mi SMS (a więc mam do
niej dobry numer): „Po
drodze rysowałam nogą znaki, w którą stronę iść”. Czyż to
nie urocze? Żadnego znaku nie zauważyłem, ale też nie lustruję
wzrokiem całej szerokości drogi. Są w tym lesie ciekawsze miejsca,
żeby zawiesić oko.
Drzewo-dłoń |
Głęboczek, niegdyś miasto |
Miałem szczęście: poczekała
przed sklepem w Boduszewie. Do Murowanej Gośliny wchodzimy już
razem. Nazwa tego miasta zadziwia mnie, odkąd ją usłyszałem, gdy
podano do wiadomości publicznej nadanie mu praw miejskich. Miasto
jak wieś: długimi setkami metrów ciągną się jakieś pola,
chaszcze, ugory... Potem jednak mijamy przedszkole, do którego R. jeździła z lekcjami nt. robotyki, a w końcu okazuje się, że są także
lodziarnie, kawiarnie...
...a w rynku kościół pw. św. Jakuba – i to otwarty! W głównym ołtarzu święty w stroju biskupim - w końcu przecież pielgrzymował czy nie pielgrzymował (za życia), ale na pewno był pierwszym episkopem Jerozolimy. I specjalny znak dla Reni: jej ulubione kwiaty, słoneczniki.
...jednak i perełki architektury nowoczesnej |
...a w rynku kościół pw. św. Jakuba – i to otwarty! W głównym ołtarzu święty w stroju biskupim - w końcu przecież pielgrzymował czy nie pielgrzymował (za życia), ale na pewno był pierwszym episkopem Jerozolimy. I specjalny znak dla Reni: jej ulubione kwiaty, słoneczniki.
Całkiem rozległe miasteczko,
zakończone stacją benzynową, gdzie mogę ulżyć potrzebie. Na
początku Bolechowa skręcamy znów w las. A Bolechowo słynie z
fabryki autobusów „Solaris”, które wożą ludzi nie tylko w
Warszawie (te najzgrabniejsze, z wielkimi oknami, i chyba też
najwygodniejsze), ale także w Ostrawie, Berlinie, Monachium – a
trolejbusy tejże firmy ...w Rzymie. Tu się zaczyna Europa!
Szlak wiedzie nas rzadkim lasem
sosnowym (ale z bogatym podszytem). Zgodnie uznaliśmy, że dobrym
celem etapu będą Owińska, gdzie R. chce zdążyć na mszę i gdzie
mamy nadzieję na nocleg.
Zdążyliśmy, nawet z zapasem. Czytania i śpiewy były już rozdzielone, więc Renia odpuściła swój plan wproszenia się w pomoc przy nabożeństwie. Akurat był chrzest (w środku tygodnia!), z długowłosymi rodzicami chrzestnymi aż z Białegostoku. Po mszy podeszliśmy do wesołego księdza i poprosiliśmy o nocleg.
– Nie ma problemu. Skąd
idziecie?
– To skomplikowane... –
zaczęliśmy, ale nie było nam dane dokończyć. Ksiądz szybko
zaprowadził nas do salki z przyległym WC i kuchnią, wręczył nam
klucze, po czym znikł. Pewnie zaprosili go na chrzciny.
– On stale biega – wyjaśnił
kościelny, który też pokazał nam się tylko na moment.
Owińska mają dużo pięknych miejsc oprócz kościoła św. Jana Chrzciciela z przyległym dawnym klasztorem - później szpitalem psychiatrycznym (ostatni pacjenci wymordowani przez hitlerowców), następnie szkołą dla niewidomych. Po drugiej stronie drogi jest zespół parkowo-pałacowy z wielkim stawem, w okolicy parę innych stawów i jezior.
Owińska mają dużo pięknych miejsc oprócz kościoła św. Jana Chrzciciela z przyległym dawnym klasztorem - później szpitalem psychiatrycznym (ostatni pacjenci wymordowani przez hitlerowców), następnie szkołą dla niewidomych. Po drugiej stronie drogi jest zespół parkowo-pałacowy z wielkim stawem, w okolicy parę innych stawów i jezior.
Mycie
nóg w zlewie kuchennym
– umywalka w
toalecie za mała i za wysoko – a spanie na zsuniętych stołach. Dość swobodnie sobie poczynaliśmy, ale mam nadzieję, że nie
zostawiliśmy za dużo śladów.
Rano
ostatnie wspólne śniadanie i serdeczne choć zwięzłe pożegnanie.
Spieszę się na pociąg. U mnie na razie koniec pielgrzymowania.
Przed Renią dalsza droga, dziś do własnego miasta (pewnie zdąży
się zobaczyć z jubilatem i zajść na mszę w jego intencji), a w
ogóle co najmniej do Leszna.
Każdy,
kto udzielił jej noclegu, otrzymuje od niej muszelkę z masy solnej
– taką z dziurkami, a więc można nosić. Mnie też taką
podarowuje – miałem zaszczyt być pierwszym towarzyszem jej Camino
de Santiago.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz