czwartek, 31 grudnia 2020

Moje Camino w roku 2020

(Fot. Renata)

Dziwny rok. Początek wielkich zmian. Mam tylko nadzieję, że pielgrzymowanie dalej będzie możliwe. A ludzie - nadal zasadniczo życzliwi. Że nie zamkniemy się jeszcze bardziej w swoich lękach, tylko, przeciwnie, zastanowimy się, co jest w życiu naprawdę ważne, i będziemy to wkładać w każde spotkanie.

Mało było w tym roku tego mojego pielgrzymowania. Ale to, co było, pokazało mi - kolejny raz i jeszcze dobitniej - działanie Opatrzności, albo, jak kto woli, że Droga opiekuje się pielgrzymem.

Tylko raz „normalnie” płaciłem za nocleg (i to niedrogo) – za każdym innym razem (w tym, za każdym razem, gdy szedłem z Renatą - pielgrzymem bez pieniędzy), było albo za darmo, albo za „co łaska” (jeśli łaska). Różne odcienie ludzkiej życzliwości.

Co zgubiłem – to później znalazłem (poza portfelem – ale to na samym końcu, podczas powrotu do domu). Pogoda też sprzyjała, a co najważniejsze, znowu przeszło się bezpiecznie całą trasę. No i byliśmy w miejscach historycznych – przechodziliśmy, krok po kroku, kolebkę polskiej państwowości i etnicznej tożsamości.

Przekonałem się też, że tą Drogą chodzą inni - także tu, w Polsce, cztery tysiące km od Santiago. Powierzchowne powody są różne. W każdym razie, innych też ta droga wzywa. I nieraz warto powiedzieć: tak.

Te doświadczenia z Camino uczą mnie, że kiedy słyszy się, czuje wołanie (i czuje się, że jest ono dobre, że dusza mówi: tak) – trzeba iść, a nie: wątpić, kalkulować, domagać się pewności bezpiecznego lądowania. Czuję, że tak jest również z innymi sprawami w życiu. Nigdy nie wiem wszystkiego; nigdy nie mam całkowitej pewności (albo mam, ale złudną). Od tego jest wiara: nie wiedzieć na pewno, ale wybierać, powierzać się i ufać. Cóż może lepiej uczyć wiary niż Droga?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz