„Lepiej, gdy robię nic niż byle co”, powiedziałem w chwili klarowności. A na co dzień właśnie trudno mi oderwać się od robienia byle czego. Nawet kiedy robię „coś”, sercem już jestem przy byle czym. Przy kolejnej ucieczce.
Camino też jest dla mnie ucieczką, choć kryją się w niej zdrowe ziarna (może więc nie jest „byle czym”). Na przykład, uczy, że trzeba iść – naprzód – wolno czy szybko, ale iść – i w kierunku celu (a nie byle gdzie). I odpoczywać. I znowu iść.
Camino jest dla mnie projektem otwartym, open-ended. Nie ma końca (choć, rozsądnie patrząc, zawsze tylko skończoną liczbę etap,ow i kilometrów uda mi się w życiu przebyć). W tym sensie Camino mnie kusi owym wiecznym wzrostem, owym zdobywaniem świata (choć o tyle lepszym od wzrostu gospodarczego i „podboju” przyrody, że zdobycie jakiegoś szczytu, przejście jakiegoś odcinka przeze mnie wcale nie uniemożliwia zdobycia go tym, co przyjdą po mnie; najwyżej utrudnia znalezienie miejsca w albergue, o ile takie jest).
Jeszcze jedna rzecz, której Camino uczy, to pakowania się lekko. Zbędny balast w codziennym życiu to np. wiele pootwieranych naraz kart w przeglądarce internetowej, wiele napoczętych filmów na YouTube. A nawet rozpoczętych projektów twórczych, których nie mam siły teraz kontynuować. Właśnie takie coś nazywam pakowaniem się ciężko, chodzeniem (wleczeniem się?) przez życie z ciężkim bagażem. W każdym razie, Camino może uczyć odpoczywania… oraz zostawiania wszystkiego, by wyruszyć w drogę.
Poznałem i opisałem tak wiele świata – i stwierdziłem, że jest niewiarygodnie piękny. Tym trudniej pogodzić się, że część tego niesamowitego piękna ma zginąć. Z powodu ludzkiej niewiedzy, pazerności, strachu… czyli w sumie, też niewiedzy. Historia uczy nas – the hard way – prawdy o nietrwałości. Ta historia dzieje się na naszych oczach. Dzień po dniu coś się traci. Nie tylko indywidualnie dzień po dniu coś tracimy, niepomni na prastare mity. Wciąż wydaje nam się, że możemy oszukać naturę. I że ujdzie nam na sucho obchodzenie się nie fair z innymi ludźmi, innymi społecznościami.
Krew wyzyskanych, oszukanych, eksterminowanych woła z ziemi. A upadek przyśpiesza nasza własna głupota – najkrócej mówiąc, niedostrzeganie, że wszystko jest powiązane, że cokolwiek robimy komuś tam (mówię o globalnym systemie ekonomicznym i o rozgrywkach geopolitycznych), cokolwiek robimy Ziemi – robimy samym sobie.
Jezus nauczał, uzdrawiał i umarł za swoją naukę nie po to, aby wystawiać mu ołtarze, tylko po to, abyśmy się opamiętali i odmienili swój stosunek do wszystkiego, co jest.
Kiedy po raz drugi trafię na Camino Francés, pewnie napotkam cudne miejsca, które już nie będą tym, czym były, gdy szedłem pierwszy raz. Oby było to przebudzenie. Wszystko zmienia się, przemija. I my, ludzie, możemy mieć w tym swój udział. O ile zmniejszyła się od 2014 roku powierzchnia Puszczy Amazońskiej czy lasów pierwotnych na Borneo? O ile cieńsza stała się warstwa gleby uprawnej tam, w Hiszpanii? O ile wzrosła powierzchnia pustyń? O ile obniżyło się lustro wody gruntowej pod Camino? Co zrobiłem, aby powstrzymać to lub odwrócić?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz