W koronach drzew nade mną furkotem i skrzeczeniem dają o sobie znać ptaki. Ucichł traktor. W tle tylko drzewa szumią.
Południowy przystanek na przystanku w Łososkowicach, w drodze do Skrzeszowic. Jakby nie patrzeć, ćwierć dnia drogi za mną, a do celu jeszcze daleko. Za to słońce grzeje na medal.
Skrzeszowice. Do kapliczki skręca ul. Parkowa. Jakoż ten teren drzew i zarośli może kojarzyć się z parkiem bardziej niż cokolwiek innego. Wydeptana ścieżka prowadzi w miejsce pod wiekowym dębem… gdzie miejscowi składują worki ze śmieciami i stare opony. O tempora...!
Po krótkim postoju mijam kaplicę. Wysadzana drzewami od słonecznej strony szosa wiedzie do Szczepanowic. Tamtędy szlak mój… Ciche, upalne popołudnie. Na pierwszym planie tylko szum wiatru w koronach drzew, na dalszym – traktory, samoloty… Mniejsza o to. I tak czuję tę ciszę.
Pachnie kapusta niezebrana przy samej szosie. W ogóle ten gorący dzień jest pełen aromatów.
Cienkie spodenki, podkoszulka... 9 lat temu, gdy zaczynaliśmy Camino francés, iść w takim stroju na początku października było możliwe tylko w Hiszpanii lub południowej Francji. Teraz to samo tutaj, na 50. równoleżniku!
Polanowice. Szosa, sklep (sklep!), wiadukt kolejowy. Linia warszawska. Kilometr dalej jest Niedźwiedź – polskie centrum prażonych orzeszków („Felix”). Dochodzi czwarta. Cienie się wydłużają, słońce żółknie, ale upał nie odpuszcza: 28˚ w cieniu (przy sklepie był termometr, starszy pan odczytał: 18, ale potem się poprawił). A teraz szlak skręca, kluczy jakimś parowem… Tu temperatura jest komfortowa. Dzisiaj szlak tak wyznakowany, że tylko w jednym miejscu mogłem go zgubić (nie zgubiłem).
Ostatni spory las przed Krakowem – las Polanów. Powinienem go przejść w niewiele ponad godzinkę. Niestety, długo pod górkę, a prawie na początku - bagno do obejścia...
Po 40 procentach drogi przez las, przy polance, jest zwrot w prawo. Odtąd raczej z górki, ale jeszcze hen. W altance św. Huberta się przebieram (z wolna robi się chłodniej). Dalej miejsce na ognisko...
Przy wyjściu z lasu strzałka wskazuje prosto, do Zalesia – zamiast w lewo, do Więcławic (jak radzi mapa). Wprowadzają w błąd? W Zalesiu nigdzie nie widzę kolejnej strzałki, wracam. Okazało się, że tak się zasugerowałem tą strzałką prosto, iż przeoczyłem następną – już chwilę później – no właśnie w lewo. Nadłożyłem 10 czy 15 minut.
A może to nie był błąd, tylko „objazd”? Okazuje się bowiem, że „właściwa” droga jest przecięta budową jakiejś szosy ekspresowej – przejścia nie ma, roboty wciąż trwają, nawet o tej godzinie. Udało się obejść, ale teraz rozumiem podwójne oznakowanie.
Za szosą droga kręta, bo od Woli Więcławskiej zaczynają się góry! Tymczasem robi się ciemno, szlak jednak wiedzie asfaltówką i jest dobrze oznakowany na rozdrożach. Więcławice Dworskie leżą na wzniesieniu, na którym nawet godzinę po zmroku utrzymuje się ciepłe powietrze. Wieś ciągnie się bardzo długo, ale w końcu jest i kościół świętego Jakuba w Więcławicach Starych. Naprzeciwko budynek, światła się palą. Na jednym z dzwonków napisane: „Ks. Aleksander”. Nie odpowiada. Wciskam drugi. Wychodzi życzliwie nastawiony Ukrainiec. Pytam o nocleg.
– Można – uspokaja. I wysyła mnie do właściwej plebanii, która znajduje się za kościołem. Tak, proboszcz coś dla mnie znajdzie, chociaż…
– Szkoda, że pan wcześniej nie zadzwonił. Znalazłbym panu miejsce w agroturystyce.
A tak – znajdzie u siebie, w pomieszczeniu socjalnym. Z prysznicem. Ksiądz proboszcz przyniósł mi jeszcze materac typu wojskowego, żeby nie ciągnęło od posadzki. A na 8 rano zaprosił na śniadanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz