niedziela, 1 października 2023

Etap P21D: Czarnocin - Pałecznica

8:12 – rekordowo wczesna godzina wyjścia! Jak zimno! Aż dłonie grabieją. I mam brudne nogawki spodni. Wczoraj zapomniałem jej zaprać – było tyle rzeczy do zrobienia: wyprać skarpetki, wysuszyć buty, naszykować śniadanie… A teraz nie wrócę, by zaprać, bo musiałbym chodzić w mokrych, a jest fest zimno.

Zachodzę na chwilę do kościoła, gdzie kończy się nabożeństwo. Wychodzę w rześką czystość niedzielnego ranka: szczekanie psów, pianie kogutów, szczebiot ptaszków. A między domami widoki na coraz piękniejsze pagórki. I bardzo zielono. Widoki szerokie jak na Camino Francés.



Kurhan z posągiem św. Jana Nepomucena.

Wieś Koryto. Wszędzie kury, gęsi i psy. Niektóre wybiegają na ulicę. A przy drodze wierzby.

Wierzba z muszlą jakubową

Na rozdrożu miał się kończyć asfalt. Tymczasem idzie w lewo, w prawo droga polna. Znaki szlaku milczą, jak zwykle w takich kluczowych miejscach. Zaufam mapie i pójdę w prawo. Potem może zasięgnę języka. Droga błotnista, częściowo wysypana kamykami. Głębokie koleiny po traktorach. Grunt, że nie pada. I robi się cieplej. Jest 10.30. Dopiero tam, gdzie droga gruntowa – zgodnie z mapą – przechodzi znów w asfaltówkę, odnajduje się znak szlaku jakubowego, i to z dumą. Gdzieś był, francie, kiedym cię potrzebował?

Dzwon gdzieś przede mną wybił jedenastą. W kolejnej wsi, jak w poprzedniej, dużo ujadających małych piesków, w tym niektóre biegające luzem, bo bramy pootwierane na oścież. Trzeba mieć mocne nerwy, tym bardziej, gdy już w dzieciństwie zostało się ugryzionym właśnie przez małego pieska.

W tym obejściu, dla odmiany zamkniętym, piesek na łańcuchu. Na ogrodzeniu tabliczka z podobizną psa i napisem „Ja tu jestem gospodarzem”. Gospodarz na łańcuchu? Jak to możliwe? Chyba, że jakiś złoczyńca się włamał, gospodarza skuł, dom okradł…


W kościele o 12-tej dzwon wydzwania jakąś pogodną melodię. Długo, przez kilka minut.
Droga w bok – prosto na Skalbmierz. Niby ciągle ciepławo, ale wiatr w porywach coraz mocniejszy i – co tu gadać? – chłodny. Niesamowite, jak lato (meteorologiczne) skończyło się przedwczoraj wieczorem, jak nożem uciął.



Napis na siedzibie firmy współpracującej z koncernem DuPont



Skalbmierz (niegdyś Skarbimierz) – spore miasteczko. Oprócz stacji paliw ma czynny w niedzielę sklep i rzemieślniczą lodziarnię na rynku (mogę polecić lody o smaku palonego masła).



Pomnik upamiętniający tragiczne czasy okupacji

 I kościół o 800- czy 900-letniej historii (dawna kolegiata). A pod kościołem wystawa beatyfikowanej właśnie wielodzietnej rodziny Ulmów, wymordowanej przez hitlerowców za ukrywanie Żydów.





Zabradziażyłem trochę w tym mieście – wychodzę dopiero o trzeciej. Żeby dotrzeć dziś do Pałecznicy, muszę się sprężać.

Wiatr ustał, zdejmuję chustkę z szyi, odpinam nogawki, buty zamieniam na sandały, żeby stopy odpoczęły. Przede mną granatowe chmury – możliwe, że deszczowe.






Jednak przejaśnia się. Szlak skręca w pole. Betonowe słupki z symbolem Camino wytyczają drogę, choć miejscami jedynie kierunek zbiegu promieni „słoneczka” sugeruje, w którą stronę iść. Sugeruje zawsze bezbłędnie.



Droga przez pole, coraz głębiej wyżłobionym w miękkiej ziemi wąwozem. Ciekawe, ile lat/dziesięcioleci trwało jego żłobienie?


Szlak na chwilę wychodzi na utwardzoną drogę. Z mapy wynika, że idę w kierunku Korei!



Gmina Pałecznica bardzo się szczyci swoimi związkami z Drogą Świętego Jakuba
. Jest nawet ulica Św. Jakuba. No to chyba znajdzie się nocleg dla pielgrzyma?

Droga zakręca łukiem. Pałecznica jest tam, gdzie blask zachodzącego słońca, tylko trochę bliżej.


Słońce zaszło za wzgórze o punkt 18.00 – właśnie, gdy wychodziłem na prostą (choć krzywą) drogę do Pałecznicy. Właściwy zachód nastąpił 10 minut później.



Wieś
Pałecznica. Zadbane chodniki, dostatnie domy, wzniosłe nazwy ulic. I oto idę właśnie ulicą Świętego Jakuba. Przy kościele pod jego wezwaniem w Pałecznicy ksiądz nie przyjmuje pielgrzymów. Ale przyjmują… wójtostwo. A raczej: kiedyś przyjmowali, teraz organizują im nocleg, korzystając z Placówki Wsparcia Dziennego przy… parafii, utworzonej przy wsparciu Unii Europejskiej. Wygląda na to, że panują tu złożone i zawiłe stosunki między wójtem a plebanem… Grunt, że pielgrzym ma gdzie spać i wziąć prysznic (i nie musi płacić!)



Placówka jest świetnie wyposażona jako świetlica dla dzieci. I tak oto spędziłem wieczór, grając sam ze sobą w piłkarzyki oraz czytając pięknie ilustrowane baśnie i legendy.


Drzwi otwarte do świata:

Straty się nie boję,

przygodzie mówię: witaj,

przebudzeniu daję szansę”



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz