czwartek, 25 września 2014

Etap F02: Okolice Paryża

Przedmieścia Paryża. Zapytany o dogodne miejsce na stopa do Bordeaux, Samy bez wahania odparł: - Porte d' Orléans. OK. Jeszcze raz przechodzimy przez dworzec Montparnasse. W wielkiej hali... pianino! Utalentowana pasażerka korzysta z wypisanego obok zaproszenia: "A vous de jouer". Paryż urzeka! 
A my w metro i jedziemy. Ale gdzie konkretnie trzeba łapać? Na autostradzie nie można, na ulicach tłok. Przeszliśmy przez najbliższe miasteczko po drodze - Montrouge - i kolejnych pięć czy sześć:  Za objazdem w lewo, do L'Haÿ-les-Roses, potem - gdy nic w kierunku autostrady nie udało się złapać - z powrotem w prawo, do Antony, w stronę route nationale... Gdzie tu jakaś stacja benzynowa? Nigdzie... Ale jest księgarnia, a w niej niezawodne mapy Michelina, ze wszystkimi bramkami péage oraz stacjami benz. przy autostradach. Kupujemy od razu dwie - teraz jesteśmy wyekwipowani jak należy do podróży okazją.

Teresa podsuwa pomysł: wyjedźmy najdalej jak się da od Paryża niedrogim lokalnym pociągiem i łapmy tam. A więc na stację, potem RER do Massy-Palaiseau, skąd jeżdżą dalekobieżne (tylko TGV, ceny zastraszające). Cybercafé. Blablacar - cena prawie o połowę niższa od pociągu. I tak drogo, ale niech tam. No tak, ale ja mam za mało na koncie, a T. się zablokował serwis internetowy (dopiero późnym wieczorem, gdy już spała, olśniło mnie, że ten serwis wcale niepotrzebny, żeby zapłacić kartą!)

Znów gorączkowe poszukiwanie wyjścia, w końcu robi się ciemno, kafejkę niedługo zamkną. Znajdujemy opcję autobusową do Bayonne, najtańszą (parę lat temu nie mogłem takowej znaleźć!). Jeśli jutro nic nie złapiemy, wracamy do Paryża i jedziemy nocnym autobusem. Przy wyjściu pytam młodego człowieka za ladą, czy nie zna taniego hostelu albo pensjonatu. Konsultuje się ze stojącymi obok kolegami: jest tani hotel sieci Formula 1, jedzie się tak i tak. Docieramy na miejsce: 40 euro - no, ujdzie! Ale zaraz! To cena za pokój, nie za osobę! Rewelacja, jak na Paryż i okolice. Standard: kontenery, prosto ale przytulnie i komfortowo. Nie licząc huku samolotów - Orly jest tuż tuż! Z początku wrażenie, jakby co chwila był nalot. Ale bomby nie spadają, idzie się przyzwyczaić. I jeszcze ten tętent nad głową - jakby migracja stada słoni - to tylko dreptanie innych gości piętro wyżej. Ale to drobiazgi. Jest gorący prysznic i suszarka. Gnizadko do naładowania akumulatorków do aparatu. Czyste i miękkie łóżko z pościelą.


Dzień ten nie posunął nas naprzód w podróży, ale miał swoje plusy:
  1. Zwiedzanie okolic Paryża, chłonięcie tych klimatów - cudne widoki: kamienne domy o ciekawych kształtach, z uroczymi okiennicami; bistro i brasseries z pyszną kawą; gąszcze rozmaitych roślin na każdym skrawku zieleni miejskiej: platany, kasztany, ciekawe kwiaty, trawy wyższe od człowieka - a nad tym wszystkim intensywnie błękitne, jasne niebo. Mnóstwo zdjęć - może dlatego na samo łapanie okazji zostawało nam tak mało godzin? 
  2. Dowiedzenie się, że z Paryża jednak jeżdżą gdzieniegdzie krajowe autobusy długodystansowe, znacznie tańsze od pociągu.
  3. Poznanie tej sieci najtańszych hoteli (całkiem komfortowych, jeśli się ma zatyczki do uszu - a przecież mieliśmy; T. ze swoich korzystała, ja nie - ale to był mój wybór, podobnie jak za dnia niezakładanie okularów odsłonecznych; nie lubię, gdy cokolwiek oddziela moje zmysły od świata).
    We Francji, a szczególnie pod Paryżem, zachwycał nas "landscaping" - architektura mikroskopijnych terenów zielonych przy ulicach i na rondach
     
     ...i niesamowite, oryginalne domy - istne dzieła sztuki:



    
    A tu podmiejski park - wytchnienie i miejsce w sam raz na zaimprowizowany lunch podróżnych

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz