Plan był taki: w zimniejszą porę roku nie wędruję - zachowuję czas i energię na inne sprawy, na codzienne zadania, a zwłaszcza na pracę nad śpiewem i tworzenie domowej płyty demo. To teraz będzie moje camino! Z początku jako tako to szło - dopóki nie miałem pracy. Obietnicy, że mimo pracy będę znajdował na te mniej pilne ale niemniej ważne czas, nie dotrzymałem. Najtrudniej dotrzymać obietnicy danej tylko sobie samemu. Presja codzienności wzięła górę. Moje domowe camino odkładane stale na później.
Proste. Piękne. I tak bardzo pod prąd przyzwyczajeń!
Na blogu też nic nie zamieszczałem, choć od pewnego czasu noszę się z zamiarem np. stworzenia mapki wszystkich szlaków, które już przeszedłem w ramach mojego pielgrzymowania do Santiago. Zresztą wiosna idzie, dziś po raz pierwszy poczułem ją w powietrzu. Za tydzień mam zamiar wrócić na szlak.
Od paru tygodni orzeźwia mnie, słuchana po jednym odcinku przed snem, "Droga" - audiobook Zbigniewa Ściubaka o jego pielgrzymce z Polski aż do "Km 0". Od czasu do czasu, podnoszą na duchu pieśni o Camino (z hymnem "Ultreia" na czele).
A dopiero dzisiaj, po przejściu 15 km po raz pierwszy w tym roku, od razu przypłynęła inspiracja: napisać, wznowić blog. Przyznać się do słabości i zacząć na nowo. I odżyła we mnie nadzieja, że będę, choć jestem w domu, żył jak na Camino:
- wstawał wcześnie
- zaraz po śniadaniu ruszał w "drogę" - ku sprawom i zadaniom, przez które danego dnia trzeba przejść
- nie dźwigał zbędnego ciężaru (duchowego)
- spotykał każdą sytuację z umysłem początkującego, skoncentrowanym tu i teraz
- to, co już przeszedłem, przerobiłem, wykonałem - zostawiał za sobą
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz