sobota, 26 sierpnia 2023

Etap C22: Trzemoszna - Plzeň

Mój współlokator okazał się całkiem sympatyczny, a prysznic, choć w jednej baterii z umywalką, bez wanny ani brodzika czy kabiny, zgoła wygodny. Bagaż zostawiam na stacji w automatycznej przechowalni, wymieniam złotówki w kantorze, zaopatruję się w Lidlu (czeska specjalność: kwaśna śmietana i desery z nią – np. z kakao i sokiem pomarańczowym. Natomiast np. jogurty pitne są prawie w ogóle nieznane) i długo przed czasem siedzę już w pociągu, który „grzeje silniki”. Upewniłem się nawet, że wbrew mojej mapie, w Trzemosznej jest tylko jedna stacja. Jedna rzecz, na którą trzeba uważać w Czechach, to przystanki kolejowe na żądanie.


I oto jestem na tej stacji, którą widziałem wczoraj. Zaraz będę przy Lidlu w Trzemosznie – stamtąd będę szedł, kontynuując wczorajszą drogę.


Ścieżkami wśród ogródków działkowych, wschodnim obrzeżem Trzemoszny – miód na moje sterane nerwy. Szum drzew, szczebioty ptaków.
Za miejscem, gdzie się zbiegają tory, pojawia się żółty szlak, który ma mnie zaprowadzić do samego Pilzna (gdzieś do wschodnich dzielnic). A tymczasem w las – ale asfaltowaną alejką wzdłuż torów. Z przeciwnej strony młoda kobieta z dzieckiem w wózku, psem i komórką. Zza moich pleców wyskakuje dwoje rowerzystów i lokomotywa spalinowa.

Już jestem na wysuniętym przyczółku miasta Plzeň (Orlík). Ten zapach mieszanego lasu! Kawa ze sklepowej chłodni wreszcie działa – i znów cieszę się pogodą i urokami okolicy. Ta dróżka jest popularna wśród rekreacyjnych rowerzystów. Szlak przeprowadza na lewą stronę toru, a z prawej już dochodzi skraj szosy. Niebawem, przed placem zabaw, szlak odbija mocno w lewo, wśród lasoparku. Słonecznie.

Stawy z z zejściami do pływania i pomostami (skorzystałem, popływałem). Osiedle domków kempingowych, a dookoła po prostu las – to jest Pilzno, proszę państwa, najludniejsze oprócz Pragi miasto Czech!


Pod Białą Górą (Bíla Hora) skończyły się parki. Trzeba inteligentnie przejść pod autostradą i kierować się na dzielnicę Roudna. Nie jest źle: ścieżka rowerowo-piesza. Okolice zbiegu rzek Mže i Radbuza (właśnie z tych dwóch rzek bierze początek Berounka). To ze studni artezyjskiej w tej okolicy czerpana jest woda do wyrobu słynnego pilznera. Już sama nazwa „Plzeňský Prazdroj” (po niemiecku to właśnie Pilsner Urquell) działa na wyobraźnię. Kieruję się kierunkiem, z którego nadjeżdżają rowerzyści. Znowu żar z nieba, jak miło, że nie mam plecaka!


Przechodzę rowerowym mostem przez Mžę. Plac chwały klubu Viktoria Pilzno, pięciokrotnego zdobywcy tytułu mistrzowskiego (począwszy od 2011). Po stu latach istnienia klubu dostali się na szczyt.

Kolejny park – w widłach Mžy i Radbuzy. Ciekawe, gdzie był położony pierwszy gród pilzeński?

Radbuza w końcowym biegu


A oto stadion sławetnej Viktorii.




I oto stąpam po historycznych miejscach, po uliczkach staromiejskich w górę i w dół. Rynek w Pilźnie nie ustępuje krakowskiemu czy wrocławskiemu. Na środku rynku wznosi się ogromna katedra, a w tle – tandetnie ogrodzona scena. Ktoś tam robi rytmiczny hałas i pewnie uchodzi to za muzykę.


Słynna Czarna Wieża


Rynek (Naměsti Republiky)



Katedra pw. św. Bartłomieja

Nagły impuls skłonił mnie do zajścia do indyjskiej restauracji w podwórzu kamienicy przy Naměsti Republiky. Dania główne drogie, ale zupy i przekąski w całkiem przyzwoitych cenach. Przyda mi się! Dwunasty dzień wędrowania a dopiero drugi obiad z prawdziwego zdarzenia. I znowu sympatyczna kelnerka. Do tego obiad okazał się obfity i smaczny!

Teraz już mnie cieszy muzyka na placu, choć nadal jest raczej prymitywna. Po prostu, prosty pop-rock (wcześniej było coś gorszego, a ja byłem zmęczony i głodny).

Na stację po plecak. Telefon do jednego czy dwu pensjonatów bez skutku. Długa piesza wycieczka do jednego – też. Księża z pobliskiego kościoła nie odpowiadają na domofon.

Padało. Zadzwoniłem znowu do pana Mirka:

 - Potrzebuję pana pomocy. Może pan zna kogoś, kto by mnie tu przenocował? Mam śpiwór, nie potrzebuję pościeli, tylko miejsca pod dachem… Pan Mirek się zafrasował. I szybko postanowił, że przyjedzie po mnie. I tak znalazłem się u niego dzień wcześniej niż planowałem – i znowu, jak poprzedniej nocy, nocuję o dzień drogi dalej niż doszedłem tego dnia. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz